Trzymałem
srebrnym pierścień w dłoni, pokazując go partnerowi – spoglądał na niego, a to na mnie z ogromnym
osłupieniem. Nasira mogła nieco zaskoczyć moja propozycja małżeństwa – choć nie
wypowiedziałem jeszcze stosownych słów – bo nawet sam nie planowałem, że zrobię
to teraz. Myślałem, że będziemy ubrani i poproszę Syryjczyka, żeby został moim
mężem w miejscu, gdzie po raz pierwszy się spotkaliśmy.
Sytuacja
jednak wymknęła się spod kontroli, bo nie podobało mi się, jak martwił się o
przyszłość. Postanowiłem iść na żywioł i mu ją dać – bez żadnego
zamartwiania się, co będzie dalej. Chciałem, by Nasir został moim mężem,
przyjacielem, kochankiem, partnerem na dobre i złe. Chciałem go całego, a
pierścień miał symbolizować naszą miłość po wieczność. Żyliśmy już ponad tysiąc
lat i pragnąłem kolejne tysiąc przeżyć z nim ze świadomością, że jesteśmy również
połączeni duchem.
Gdy w końcu zebrałem się na odwagę, oświadczyłem:
– Wyjdziesz
za mnie?
Teraz musiałem jedynie czekać na jego odpowiedź.
Tak czy nie.
Cisza. Czekałem
i czekałem. Nasir nadal spoglądał na mnie oszołomiony. Wkrótce odezwał się, ale
nie uzyskałem odpowiedzi, której się spodziewałem.
– Czy ty
zwariowałeś, Agronie?
– Jeżeli
tak, to oszalałem z miłości do ciebie – uśmiechnąłem się.
– Niby jak
to wszystko sobie wyobrażasz? Kto niby ma nam udzielić ślubu, skoro, jakbyś nie
wiedział, jesteśmy wampirami! Żaden kapłan nie zgodzi…
– Nasir, nie
ma znaczenia to, kim jesteśmy! – przerwałem mu. – Ważne jest, że pragnę, abyś
został moim mężem! Chcę, żebyś był częścią mnie, a ja częścią ciebie. A w
małżeństwie o to chodzi, aby nasze części złączyły się w całość. I również nie
ma znaczenia, kto nam udzieli ślubu. Może to być nawet Aaron. Bogowie otaczają
nas wszędzie, są w tobie, są w mnie, nawet teraz, pomiędzy nami.
– Och,
Agronie – westchnął Nasir, uśmiechając się pogodnie.
– A poza
tym, jesteś dla mnie wszystkim – oznajmiłem, głaszcząc czule lewy policzek
partnera. – Moje serce od zawsze pragnęło tylko ciebie. Zabiło mocniej, gdy po
raz pierwszy cię pocałowałem, gdy miałem w ramionach i pozwoliłeś, bym mógł cię
dotykać. Pamiętasz chociaż te fragmenty z naszego ludzkiego życia?
– Tak,
pamiętam – uśmiechnął się, ujmując moją prawą dłoń w swoją lewą, po czym
pocałował jej wierzch. Wzdrygnąłem, kiedy poczułem jego wargi na skórze. – Tego
nie da się zapomnieć…
***
Pamiętałem, jak pierwszy raz ujrzałem Nasira. Ubranego
jedynie w białe materiałowe spodnie, z czarną obrożą na karku – jego twarz
wydawała się tak przerażona, kiedy zajęliśmy dom jego pana…
Pamiętałem, jak nawiązałem z nim pierwszą rozmowę.
Nasir siedział na ziemi, oparty o jedną z kolumn i z nienawiścią spoglądał na
Spartakusa, którego dzień wcześniej próbował zabić. Był wtedy mocno zaślepiony;
nie znał niczego poza niewolnictwem, więc nie podobało mu się, że ktoś pozbawił
życia jego pana. Podszedłem do niego z dwoma małymi naczyniami z winem i
odezwałem się:
– To nierozsądnie stawiać czoło pogromcy Teoklesa. –
Był mistrzem do czasu, zanim Spartakus nie zabił go podczas igrzysk, a przez to
później Trak stał się czempionem.
– Każdy gigant może upaść – odgryzł mi się, na co ja
uśmiechnąłem się do niego szeroko i podałem mu wino, kucając. Gdy wziął ode
mnie naczynie, poczułem, jak jego delikatne palce musnęły moje. Dreszcz
przeszedł przez mój kręgosłup, i już wtedy wiedziałem, że coś było na rzeczy.
– A jak ci na imię, mały? – zapytałem z uśmiechem na ustach. – Muszę
wiedzieć kogo opłakiwać.
– Jestem Tyberiusz – powiedział mi imię, jakie nadał mu jego pan.
– Tyberiusz? – zdziwiłem się. – Masz za ciemną skórę,
jak na rzymskie imię.
– Bardziej czuję się Rzymianinem, niż Syryjczykiem.
– Znałem jednego Syryjczyka, pieprzonego oszusta. – Na
wspomnienie o Ashurze przeszedł przeze mnie nieprzyjemny dreszcz. – Masz
rodzinę? – spytałem.
– Pamiętam brata.
– Też miałem brata – oznajmiłem smutno, przypominając
sobie, jak Duro konał na moich kolanach.
– Już nie masz? – zadał mi cicho pytanie Nasir, który
spoglądał na mnie tajemniczo.
– Zabili go Rzymianie.
– Kiedy chwaciliście za broń i zbuntowaliście się
przeciwko Rzymian – rzekł, a ja wyczułem w jego głosie sarkazm. Wiedział, jak
uderzyć w czuły punkt.
– Ty też to zrobisz – odparłem do niego stanowczym
głosem. – Jeśli masz jeszcze jakiś rozum…
Pamiętałem, jak potem Nasir dzielnie trzymał miecz w
dłoniach i ćwiczył ciosy. Jak później zdobył nasze całkowite zaufanie, kiedy
uratował Spartakusa i uchronił go przed śmiercią. Walczył dzielnie za naszą
wolność, a ja z każdym dniem uświadamiałem sobie, jak bardzo zależało mi na tym
młodym Syryjczyku, który nawet nie przypominał swojego rodaka Ashura. Na
Nasirze można było całkowicie polegać…
Pamiętałem, jak chciałem wyznać mu swoje uczucia, ale
nie umożliwił to czas wypraw, które planowaliśmy. I musieliśmy się rozdzielić.
Nasir wraz z Spartakusem i innymi udali się do kopalni, żeby uratować ukochaną
Kriksosa, ja natomiast wyruszyłem z pozostałymi do Neapolu, aby dowiedzieć się,
kiedy do portu przypłyną kolejne statki z niewolnikami, aby poszerzyć szeregi
naszej siły zbrojnej. A potem zobaczyłem Nasira nieprzytomnego, bladego jak
kreda, z wypaloną raną na boku. Bardzo przejąłem się jego stanem zdrowia i aż
wciskało mnie w środku, że nie powiedziałem wcześniej Syryjczykowi, co do niego
czuję. Bałem się, że mogę go stracić. Na zawsze…
Pamiętałem, jak pocałowałem Nasira po raz pierwszy.
Kiedy zobaczyłem, jak wyłania się z ukrycia, trzymając się kolumny, żeby nie
upaść, na mojej twarzy zawitał uśmiech. Bogowie mnie wysłuchali i mój mały
Syryjczyk odzyskał przytomność. Był jednak słaby i cały czas trzymał się rany,
która owinięta została białą szmatą. Ale on nie przejmował się swoim stanem
zdrowia i oznajmił:
– Dajcie mi miecz, chcę iść z wami.
Szykowaliśmy się na skok na Kapue*, żeby odzyskać
naszych ludzi. Kiedy Nasir zaproponował swój udział, aż ścisnęło mi serce, bo
to świadczyło, jaki dzielnym wojownikiem stał się Nasir. Spartakus również był
pod ogromnym wrażeniem jego postawy, ale nakazał mu odpoczywać.
– Tym razem ja idę, a ty zostajesz – oznajmiłem
twardo, kładąc dłoń na jego policzku.
I wtedy pochyliłem się i, mając gdzieś, że wszyscy na
nas spoglądali, złożyłem na jego suchych wargach krótki pocałunek. Spojrzałem
w jego ciemne oczy; Nasir uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja już wiedziałem,
że on również coś do mnie czuł…
***
Zatracając
się we wspomnieniach, nie zdawałem sobie nawet sprawy, że w tę podróż podążył
za mną Nasir. Wdarł się do mojego umysłu i razem przeżywaliśmy tamte chwile. Uśmiechał
się do mnie szeroko, po czym złożył na moich wargach pocałunek.
– Kocham
cię, Nasir – wyznałem, patrząc prosto w jego ciemne tęczówki. – Wyjdziesz za
mnie?
– Też cię kocham, Agronie – rzekł pewnie. – I wyjdę za ciebie. Całym sercem mówię
ci: Tak.
__
*Kapue - miasto we Włoszech. To tam wybuchło w 73r. p.n.e. powstanie niewolników, którymi przewodził Spartakus.
No proszę! Na pewno ich miłość nie miała łatwo, ale jak widać miłość jest znacznie silniejsza niż uprzedzenia, strach... ale przede wszystkim jest silniejsza nawet od śmierci. Będę obu panom i ich miłości kibicować więc.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Otóż to, bardzo ładnie to wszystko ujęłaś. Zaiste, ich miłość przetrwała wiele, ale mimo tego wytrwali.
UsuńDziękuję ślicznie za komentarz :*
Scena z obecnego świata b mi sie podobała głownie dzieki czułości, ktora udało Ci sie przekazac i bezposrednio w słowach bohaterow, ale i pośrednio, jakby miedzy słowami. Ciesze sie, ze zdecydowali się na kolejny krok i dobrze, ze zmienilas perspektywę, to byl ciekawy zabieg. Cześć opisująca wspomnienia była troche niedopracowana, chaotyczna; za wielu bohaterow i za duże przeskoki-brakowało mi informacji o tym, ile czasu minęło miedzy tym pierwszym spotkaniem a tym, gdzie N był ranny.
OdpowiedzUsuńTo wspomnienie miało takie być. Miałam jedynie na celu pokazania "niewielkich przebłysków". Agron pomyślał o nich w jednym ciągu, a Nasir popłyną razem z nim... Hymm, nie wiem, czy to dobrze to ujęłam, ale... cóż, tak chciałam to przedstawić :)
UsuńDziękuję ślicznie za komentarz :*