„I nie widzę prawdy w życiu, kiedy chowamy się w ścianie strachu.”
Adam Lambert – There I Said It
Rok 1998.
Od
niecałych dwóch lat podróżowałem po świecie z Mike'm. Cieszyłem się, że po tylu
latach samotnej wędrówki w końcu znalazłem towarzysza. Z każdym miesiącem
poznawaliśmy się od podszewki i mogłem go nazwać swoim najlepszym przyjacielem.
Podróżowaliśmy razem po różnych krajach, ale zawsze wracaliśmy na wyspę. Kiedy Mike dowiedział się, że bardzo lubię
czytać, zrobił dla mnie regał, bym mógł trzymać gdzieś swoje książki. Z każdym
dniem półka napełniała się tomiskami, że pewnego razu musieliśmy zrobić następną.
A potem znów następną.
Mike był
pod ogromnym ważeniem mojego zamiłowania do książek. On sam nie miał okazji
nauczyć się porządnie czytać i pisać, bo swój świat widział jedynie w pędzlach.
Zresztą, mieszkał w małej wsi na Węgrzech w XVIII wieku, więc trudno było zdobyć
jakąkolwiek książkę. Dlatego poprosił mnie, by nauczył go poprawnie czytać i
pisać. Nie odmówiłem, z wielką radością pomogłem mu zgłębić się w świat
literatury.
Przez te
dwa lata zorientowaliśmy się, że żyliśmy w ciągłym schemacie. Kiedy wracaliśmy
z polowania, Mike siadał na taborecie i malował, natomiast ja kładłem się na
łóżku i czytałem. Potem przesiadywaliśmy w salonie i uczyłem Mike'a czytać i
pisać.
I tak na
okrągło.
Dlatego
uznaliśmy, że czas przeprowadzić się w inne miejsce. Mimo iż mieliśmy swoje towarzystwo,
brakowało nam ludzkiej cywilizacji. Po dłuższej dyskusji postanowiliśmy osiedlić
się we Francji. Z dala od budynków mieszkalnych pomogłem Mike’owi wybudować dla
nas dom. Z racji tego, że i ja posiadałem majątek, postanowiłem się dołożyć,
przez co budynek stał się większy niż ten, jaki mieliśmy na wyspie. Składał się
on z trzech pomieszczeń. Dużego salonu, w którym znajdowały się gustowne
krzesła oraz stoliki; pracowni dla Mike’a, by mógł w spokoju skupić się na
malowaniu; oraz małej biblioteczki – tam mogłem zatracić się w lekturze.
Pewnego
razu Mike zapragnął czegoś więcej. Chciał poznawać ludzi, rozmawiać z nimi.
Pragnąłem tego samego, lecz bałem się, że po jakimś czasie bywalcy tego miasta
zorientują się, dlaczego nie pokazujemy się w dzień.
– Kiedy to
nastąpi, Sollyn, udamy się do innego kraju – powiedział z entuzjazmem, starając
się mnie przekonać.
Pragnął
rozmowy z innymi i doskonale zdawał sobie sprawę, że i ja tego potrzebowałem.
Zgodziłem się na jego pomysł. Mike uścisnął mnie serdecznie, po czym bez chwili
namysłu zaczął przygotowywać listę przekąsek oraz atrakcję dla gości. Po raz
pierwszy zobaczyłem w oczach Mike’a tak wielką radość.
– Może na
początek wystawimy twoje obrazy – zaproponowałem mu. – Może któryś Francuz kupi
od ciebie parę sztuk.
– Nie wiem,
czy są na tyle dobre, by je wystawiać – rzekł niepewnie.
– Co ci
zaszkodzi ich nie wystawiać – powiedziałem, wzruszając ramionami. – Kto kupi
ten kupi. Kto nie, to nie.
Mike
spojrzał na mnie zaciekawiony. Kiwnął lekko głową, zgadzając się z moim
twierdzeniem. Ucieszyłem się z tego powodu, ponieważ miał wielki talent do
malowania i żal byłoby nie pokazać go ludziom. Zasługiwał na to, by jego obrazy
były podziwiane przez większą publiczność, nie tylko przeze mnie.
– Wiesz
jednak, że tak naprawdę zależy mi jedynie na twojej opinii.
Uśmiechałem
się, słysząc tę wzmiankę. Potem usłyszałem już tylko w jego myślach, że byłem
dla niego najważniejszą osobą w życiu i cieszył się, że mnie spotkał. Ujął mnie
swoimi słowami, dlatego podszedłem do niego i uścisnąłem.
W tym geście
było tyle sprzecznych uczuć. Sam nie wiedziałem, do czego to zmierzało.
Traktowałem go jak brata, najlepszego przyjaciela, lecz gdy miałem Mike’a w
objęciach, zacząłem zdawać sobie sprawę, że uczucie, jakie do niego darzyłem,
określało się w innych kategoriach. Pytałem siebie: Czy to w ogóle było możliwe?
Urządzaliśmy
przyjęcia co drugi wieczór. Oznajmialiśmy ludziom, że jesteśmy braćmi. Z
wyglądu byliśmy podobni, więc nie wzbudziło to większego podejrzenia. Ludzie byli
zachwyceni obrazami Mike’a. Bogaci inwestorzy chętnie kupowali od niego dzieła,
a mi ciągle powtarzali, że musiałem być dumny z faktu, że miałem tak zdolnego
brata.
Mieli
racje, byłem dumny z Mike’a i cieszyłem się z tego, że mogłem mieć go przy swoim
boku. Z każdym wieczorem patrzyłem na niego, jak z wielkim uśmiechem na twarzy
prezentował swoje obrazy, a ja z każdym wieczorem uświadamiałem sobie, jak
bardzo zależało mi na Mike’u. Bałem się tego uczucia tak potwornie, że aż
zżerała mnie od środka, bo sam nie wiedziałem, jakie on miał nastawienie do
mnie. Czy wciąż byłem dla niego najważniejszą osobą w życiu?
Czas
leciał, a ja zdałem sobie sprawę, że ludzie zaczynali już plotkować na temat
naszego trybu życia. Nie pokazywaliśmy się na dniach, jedynie wieczorami, a
nasze blade oblicze i przenikliwe spojrzenia mocno zwracały uwagę. Tego obawiałem
się od samego początku, dlatego przyszedł ten moment, by już nie organizować
żadnych spotkań i udać się do następnego miejsca. Ku moim zaskoczeniu Mike
obraził się na mnie, kiedy oznajmiłem mu, byśmy to przerwali i ruszyli dalej.
Myślałem, że będzie zdawał sobie sprawę z konsekwencji, ale powiedział, że zbyt
mocno panikuję. Zamknął się w pracowni i nie odezwał się ani słowem. Nie
przychodził nawet na nasze lekcje czytania i pisania oraz organizował wieczorne
spotkania z ludźmi sam.
Byłem
wciekły na Mike’a, lecz nie chciałem się z nim kłócić. Wolałem przeczekać tę
ciszę i nie przekonywać go o swoich racjach (bo miałem rację). Chciałem, by to
zrozumiał, więc uszanowałem jego prywatność. Nie odzywaliśmy się do siebie,
oboje zatracając się w swoich światach. Nie wypowiedział do mnie ani jednego
słowa, nawet wtedy, gdy kładliśmy się do trumien, które znajdowały się obok
siebie w podziemiach naszego domu. Polowaliśmy także osobno, a to zabolało mnie
najbardziej.
Dopiero po pięciu dniach zrozumiał swój błąd.
Siedziałem
głęboko w fotelu i czytałem. Kiedy Mike wyszedł z pracowni, uniosłem głowę znad
książki. Miał przygaszoną minę. Obserwowałem uważnie, jak podchodzi do mnie i klęczy
tuż obok mojej nogi. Odłożyłem tomisko na stolik i splotłem dłonie na kolanie –
czułem się jak ojciec, który za chwilę miał wymierzyć karę swojemu synowi.
Niespodziewanie Mike wyciągnął rękę, położył ją na moich splecionych dłoniach.
Ten gest sprawił, że poczułem przyjemne mrowienie na ciele.
– Sollyn,
wybacz mi moje zachowanie – odezwał się, patrząc mi w oczy. – Miałeś racje, a
ja znów zachowałem się jak głupiec.
– Nie przeczę – powiedziałem, unosząc lewy kącik ust do góry. Mike poszedł za moim
śladem.
– Pozwól,
że coś ci pokażę.
Mike
zaprowadził mnie do swojej pracowni. Ściany pomieszczenia zdobyły obrazy mojego
przyjaciela. Głównie przedstawiały one krajobrazy z różnych stron świata, które
odwiedziliśmy przez te dwa lata. Nieliczne tylko przedstawiały ulicznych
przechodniów. Na samym środku stał okrągły taboret i stojak na obrazy.
Poprowadził mnie w tamtą stronę i kazał mi, bym powiedział mu, co sądzę o jego
nowym dziele.
Wstrzymałem
oddech, gdy zorientowałem się, że właśnie patrzę na swój portret. Jakby
spoglądał na własne odbicie w lustrze. Mike namalował mnie siedzącego w fotelu i trzymającego
w rękach książkę. Chciałem dotknąć płótna, lecz bałem się, że obraz był świeży
i mógłbym popsuć pracę przyjaciela. Spojrzałem na niego z zachwytem.
– Podoba ci
się? – Uśmiechał się do mnie serdecznie.
– Tak,
bardzo – odparłem. – Wypisz, wymaluj, cały ja.
Wtedy
wydarzyło się coś, nad czym nie mogłem zapanować – objąłem Mike’a czule.
Myślałem, że mnie odtrąci, obrazi się ponownie, lecz nie zrobił tego – odwzajemnił
gest z równym zapałem. Potrzebowałem jego bliskości, brakowało mi go od pięciu
dni. Uświadomiłem sobie, że Mike był dla mnie wszystkim. Kochałem go,
oczywiście na swój zwariowany sposób.
Chciałem mu
to powiedzieć. Wyznać mu, co czuję, a najlepiej od razu wyrazić to gestem i
pocałować go w usta, lecz głośny trzask wyrwał nas z tej pięknej chwili.
Zdaliśmy
sobie sprawę, że ludzie podjęli już wszelkie kroki do unicestwienia nas. Nasz
dom stanął w płomieniach.
___
Następny rozdział opowiadania pojawi się po moim powrocie ze wsi. A przed postaram się dodać post z grafiką, bo mam przygotowany temat, ale jaki to nie zdradzę. To będzie niespodzianka :)
Zapraszam też tych, którzy jeszcze nie wiedzą o moim nowym blogu potterowskim. Jakiś czas temu pojawił się tam Prolog -> Kiedy Wzejdzie Słońce.
Ach, nawet nie macie pojęcia, jak długo siedziałam przed laptopem, by uzyskać taki efekt szablonu. Mam nadzieję, że się podoba, bo ja jestem bardzo z niego dumna :)
Następny rozdział opowiadania pojawi się po moim powrocie ze wsi. A przed postaram się dodać post z grafiką, bo mam przygotowany temat, ale jaki to nie zdradzę. To będzie niespodzianka :)
Zapraszam też tych, którzy jeszcze nie wiedzą o moim nowym blogu potterowskim. Jakiś czas temu pojawił się tam Prolog -> Kiedy Wzejdzie Słońce.
Ach, nawet nie macie pojęcia, jak długo siedziałam przed laptopem, by uzyskać taki efekt szablonu. Mam nadzieję, że się podoba, bo ja jestem bardzo z niego dumna :)
Ciekawa część opowiadania.
OdpowiedzUsuńSollyn i Mike są bardzo dobranymi towarzyszami. Wieczne życie na pewno umiliło im jeszcze to, że w wielu sprawach się ze sobą zgadzają. A nieporozumienia między dwoma partnerami zawsze będą, nie ma takiej możliwości, by dwoje ludzi (wampirów) dogadało się we wszystkim. Dobrze, że w końcówce doszli do porozumienia i zarazem zastanawiam się, czy Mike odwzajemni uczucia Sollyna.
Zapraszanie ludzi do domu było dość ryzykowne, ale rozumiem zachowanie wampirów. Szkoda tylko, że Mike w porę nie zrozumiał zagrożenia i doszło do najgorszego. Zastanawiam się, jak to się skończy. Czy oboje się uratują? Czy może Mike zginie w płomieniach, a Sollyn ponownie zostanie zmuszony do samotnej podróży po świecie?
W dwóch miejscach zjadłaś literki w wyrazach, ale nie pamiętam gdzie, bo czytałam zaraz po publikacji i z telefonu. To, co pamiętam:
Może któryś Francus kupi od ciebie parę sztuk. - Francuz
I wydaje mi się, że ostatnie zdanie lepiej by brzmiało: "Nasz dom stanął w płomieniach."
Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję za wyłapanie błędów. Rzeczywiście to zdanie lepiej brzmi :)
UsuńTak, było to ryzykowne z ich strony, że przyprowadzali tu ludzi, ale towarzystwo wśród ludzi dla nich było bardzo ważne, w szczególności dla Mike'a, który nie pogodził się z tym, że musi żyć całkowicie w cieniu.
Do reszty, to zamilknę, bo bym wszystko zdradziła :)
Dziękuję za opinię :*
Troche szkoda, ze fak szybko pkbieglas z akacja. Rozumiem , że nie doszliśmy jeszcze do właściwiej części tej historii, ale w ostatnim rozdziale naprawdę narobiłas smaczku, pisząc o tej tajrmniczej wyspie i mogłaś trochę na niej pozostać. No ale pocieszeniem jest tk, ze bohaterowie wybrali mój ulubiony kraj xD choć z drugiej strony szkoda trochę,ze tam chyba tez za długo nie zostaną, skoro najwyraźniej ludzie domyślili się, ze cis jest nie tak... Swoją droga ciekawe ba kogo i gdzie polowali, mieszkajac we Francji... No cóż, czekam na kontynuacje, mam nadzieje,ze nie będziesz juz tak gonić z akcją;) Condawiramurs
OdpowiedzUsuńMusiałam w tym rozdziale przyspieszyć i się nie rozpisywać, bo najważniejszy będzie późniejszy cel, co tyczył się Prologu ;)
UsuńA Francja będzie jeszcze się pokazywać, mimo iże tak, następne rozdziały będą miały miejsce w innym państwie Europy ;)
Dziękuję Ci ślicznie za opinię :*
Witaj. Ależ to musi być dziwne uczucie: spędzać z kimś wieczność. A małżeństwo wydaje się niby przerażającą perspektywą. "Dopóki śmierć nas nie rozłączy...", ale co w wypadku, gdy śmierć ma nie nadejść? Poruszasz tu naprawdę bardzo interesującą sprawę.
OdpowiedzUsuńPoleciałaś z fabułą dosyć szybko, ale jednocześnie zakończenie rozbudziło we mnie ciekawość. Oby tak dalej, czekam na nowe rozdziały.
Pozdrawiam,
candlestick z http://crownsjewel.blogspot.com/
Widzę, że lubisz tematykę związków jednopłciowych :D Jednak charakter opowiadania spraiwa, ze to musi być inne od Odruchu serca, ale mimo to nie mogę pozbyć się skojarzeń i szukania analogii. Znowu jeden z panów jest artystą ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to ich zauroczenie w sobie, które uciszyło ich domysły względem innych ludzi czy coś zupełnie innego, ale wpadli po uszy. No cóż. Pewnie jakoś z tego wyjdą, tak sądzę ;>
Pozdrawiam!
Dzień dobry. :)
OdpowiedzUsuńJak zostanę sama (obok mama i siostra, heh), przesłucham piosenki z tej płyty. Z czystej ciekawości.
To zrobienie półki takie romantyczne, hah. Chciałabym takiego towarzysza... pokuszę się nawet go jako życiowego partnera.
Już chciałam pytać, gdzie sypialnia prócz tych trzech pomieszczeń, a to przecież wampiry...
(Pewnego razu Mike zapragnął czegoś więcej). Już mi się buźka cieszyła, bo bez następnego dopowiedzenia zabrzmiałoby... ech, no wiesz jak. Potem znów mi się buźka cieszyła. Wyobraziłam sobie takie totalne nieporozumienie i oskarżenie o kazirodztwo...
(Z każdym wieczorem patrzyłem na niego (,) jak z wielkim uśmiechem na twarzy prezentował swoje obrazy, a ja z każdym wieczorem uświadamiałem sobie, jak bardzo zależało mi na Mike’u).
(Nie wypowiedział do mnie ani jednego słowa, nawet wtedy, gdy kładliśmy się do trumien, które znajdowały się obok siebie w podziemiach naszego domu). Smutna scena, a ja parsknęłam śmiechem. Po prostu wyobraziłam sobie jedną wielką trumnę dla nich...
( – Pozwól, że coś ci pokaże). Pokażę.
(Wyznać mu, co czuje, a najlepiej od razu wyrazić to gestem i pocałować go w usta, lecz głośny trzask wyrwał nas z tej pięknej chwili). Czuję.
Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Dopiero co były podejrzenia,a tu już podpalenie...
Do następnego.
PS Nie znalazłam odpowiedniej zakładki. Piszę więc tutaj. Zapraszam na mojego bloga, może akurat Ci się spodoba. :)
kot-z-maslem.blogspot.com
Gorąco polecam piosenki Adama Lamberta :)
UsuńNo, ale masz skojarzenie, ja bym nie wpadła na to, dopóki to nie napisałam, hehe^^
Dziękuję za spostrzegawczość, co do literówek ;)
Ach... Twoje opowiadanie bardzo mnie zaciekawiło, dzisiaj w pracy miałam trochę luzu, więc zdołałam podczas tej przerwy zapoznać się z Prologiem i 2 rozdziałami. Masz jeszcze trochę tych rozdziałów, więc trochę mi zajmie, zanim dotrę z komentarzem ;)