28 lutego 2018

Kiedy Wzejdzie Słońce 21. Harry Potter: Białe maski

Harry siedział w swoim gabinecie, czytając list, który dostał parę minut temu od Nevilla. Zaproponował Longbottomowi, żeby został na kawę i mogli chwilę porozmawiać, ale jego przyjaciel spieszył się. Dzisiaj nadeszła pierwsza wizyta uczniów w Hogsmeade i jemu przypadła rola pilnowania uczniów w wiosce. Wiedząc, jak ważna była wiadomość od Albusa, nauczyciel zielarstwa nie chciał czekać z jej dostarczeniem, więc przedostał się za pomocą sieci fiuu kominkiem z gabinetu dyrektorki do Ministerstwa Magii, żeby przekazać Harry’emu depeszę do rąk własnych.
Potter miał zamiar wyjść z biura i zostawić sprawę Iris Town na później, ale nie mógł się powstrzymać i ukradkiem zajrzał do koperty. Liczył, że Ginny nie będzie wkurzona, jeśli znów spóźni się na kolację. Przez pojawienie się nowego czarnoksiężnika ostatnio tak rzadko bywał w domu, że czuł się źle z tego powodu. Zaniedbał żonę, nie zabierając jej do restauracji, tak jak to mieli w zwyczaju podczas przerwy w pracy. A gdy w końcu zjawiał się w upragnionym łóżku, żeby odpocząć po ciężkim dniu i poświęcić czas małżonce, Ginny już spała i nie miał szansy, by zapytać, jak minął jej dzień w redakcji.
Dodatkowo zaniedbał wizyty w Hogwarcie, aby obejrzeć popisy swoich dzieci w quidditchu. Odniósł wrażenie, że James zaczął tracić do niego zaufanie. Obiecał synowi, że zjawi się na meczu z Krukonami, ale obowiązki aurora okazały się ważniejsze i nie przyszedł na mecz – zapewne chłopak poczuł wielkie rozczarowanie, gdy nie zobaczył go na trybunach. Jego pierworodny wiązał przyszłość z quidditchem, więc Harry miał do siebie wyrzuty sumienia, że tak mało poświęcał czasu, żeby zobaczyć, jak syn obecnie grał.
Nie mógł również pominąć Lily. Jego córka była bardziej na niego wściekła niż James, bowiem na razie pełniła w zespole funkcję zawodnika rezerwowego. W tym roku zagrała po raz pierwszy, zastępując chorą koleżankę, i miała nadzieję, że ojciec będzie jej mocno kibicować. A przecież nie wiadomo było, czy zagra w następnym spotkaniu.
Potter cieszył się, że chociaż Albus potrafił go zrozumieć. Jego młodszy syn akurat rozumiał, z czym mierzył się każdego dnia – chłopak sam miał zamiar zostać aurorem, więc wiedział, na czym polegała praca Harry’ego. I musiał przyznać, że jego syn będzie niesamowitym aurorem, bo czytając wnioski zawarte w liście, nie mógł pojąć, jak szesnastolatek doszedł do tak konkretnych wniosków w dwa miesiące. On sam męczył się ze śledztwem trzy lata i nic nie wskórał.
Ale nie była to jego wina. Minister sam podkładał mu kłody pod nogi i Potter musiał błądzić na ślepo w dochodzeniu, zdając się jedynie na siebie i swój zespół. Żadnego wsparcia ze strony członków Wizengamotu.
A teraz dzięki Albusowi będą mogli w końcu ruszyć do przodu. W liście chłopak wyraźnie zaznaczył, że chodziło o rodziny, które odwiedzała uzdrowicielka. Musiała podczas jednej z wizyt zauważyć coś niebezpiecznego i przez to morderca ją uciszył. Szef biura zgodził się z tą tezą, bo dobrze znał Iris. Do dziś pamiętał, że Town była jedną z nielicznych osób, które uwierzyły mu, że Voldemort powrócił. Przystąpiła do Gwardii Dumbledore’a oraz dzielnie walczyła podczas Drugiej Bitwy o Hogwart.
Dlatego właśnie, wiedząc, że w Azkabanie siedział niewinny czarodziej, niełatwo mu było wówczas zakończyć śledztwo. W czasach szkolnych Iris okazywała Harry’emu dobroć, stała się jego koleżanką, więc pragnął dla jej rodziny sprawiedliwości.
Kiedyś cię dopadnę, sukinsynu, i zapłacisz za śmierć Iris, westchnął wściekle Potter.
Nagle Harry poczuł dziwny ucisk w klatce piersiowej. Zaniepokoił się, bo ten konkretny ból pojawiał się wtedy, kiedy jego dzieciom coś się działo. Pamiętał, jak pierwszy raz poczuł to w pracy – intuicja ojcowska była silna; rzucił wszystko i kominkiem przedostał się do domu. Okazało się, że dwuletnia Lily dostała wysokiej gorączki i musieli z Ginny udać się z nią do świętego Munga. Dlatego nie mógł zbagatelizować obecnego ucisku, musiał szybko teleportować się do Hogsmeade.
Kiedy zakładał na siebie płaszcz, do jego gabinetu wpadł Jack Chambers.
– Szefie, mamy wezwanie! – wydusił z siebie zdyszany młody auror. – Właśnie dostaliśmy patronusa od profesora Longbottoma. W Hogsmeade doszło do kolejnego ataku!
Potter wziął parę głębokich wdechów i wydechów, aby na chwilę się uspokoić. Na nic się to zdało, ucisk jedynie przybrał na sile.
~*~
Harry teleportował się ze swoimi ludźmi do Hogsmeade.
To, co zobaczył, przerosło jego wyobrażenie. Płonęły budynki – jeden za drugim. Słyszał krzyki czarodziejów, którzy próbowali wydostać się spod jęzorów ognia, które starali gasić czarem, ale nie przynosiło to żadnych rezultatów. Potter domyślał się, że w tym przypadku zwykłe zaklęcie Aquamenti na nic się nie zda. Co najgorsze, po wiosce kroczyli czarownicy w czarnych pelerynach z kapturami i białych maskach. Rzucali złowieszcze czary, nie bacząc, czy atakowali mieszkańca wioski, czy bezbronnego ucznia Hogwartu. Było ich pełno; Harry nawet nie zdołał policzyć, ilu obecnie widział.
Nie czekając ani chwili dłużej, wydał rozkazy aurorom, aby zaczęli atakować i postarali  się złapać jak najwięcej czarnoksiężników, którzy współpracowali z tajemniczym tyranem.
A może On jest wśród nich? – pomyślał nagle Potter.
Szef aurorów miał na razie w głowie jeden cel – odnaleźć swoje dzieci i upewnić się, że nic im się nie stało. Wszedł w oszalały tłum razem z Ronem, który szedł obok niego z poważną miną. Razem ze szwagrem zaczęli ciskać zaklęcia w stronę sprawców, starając się jednocześnie rozglądać się za znajomymi twarzami.
Wkrótce Harry zauważył Jamesa i Freda, którzy walczyli zawzięcie z zamaskowanymi czarodziejami. Potter szturchnął Weasleya w ramię i wskazał na nastolatków. Przedostał się do nich z Ronem, i już miał pomóc chłopcom, lecz jego syn i bratanek ostatecznie obezwładnili przeciwników, po czym spętali ich za pomocą zaklęcia w gruby sznur.
– James! – zawołał z ulgą Harry.
– Tato, jesteś! – rzekł z uśmiechem jego pierworodny. – Proszę, nie każ nam wracać do Hogwartu! Chcemy pomóc!
– To nie są żarty, chłopcy – powiedział stanowczo starszy Potter. – Ale możecie pomóc w…
Nie zdołał dokończyć, bo dostrzegł zbliżających się do nich trzech oprawców. Harry i Ron zaczęli pojedynkować się z dwoma, trzecim zajęli się Gryfoni. Gdy obezwładnili czarowników, Harry i Ron zaprowadzili nastolatków w ustronne miejsce, aby mogli przez chwilę porozmawiać w tym chaosie.
– Chłopcy, wiem, że znacie tajne przejścia do szkoły – zaczął szybko Harry. – Dlatego proszę was, abyście pomogli bezbronnym i ewakuowali ich do Hogwartu. Wszystkich, uczniów i mieszkańców wioski.
– W porządku, tato, zajmiemy się tym.
– Gdzie pozostali? – zapytał Ron.
– Roxanne, Hugo i Lily są bezpieczni w szkole – oznajmił Fred. – Molly pojechała już powozem ze swoimi przyjaciółmi do szkoły.
– A Rose i Albus? – zaniepokoił się Harry.
– Ostatni raz widzieliśmy Ala w pubie pod Trzema Miotłami – oznajmił James. – Rose i Isabelle miały tam dołączyć.
– W porządku, idziemy po nich, a wy zajmijcie się ewakuacją ludzi – powiedział stanowczo szef aurorów.
To bardzo sprytne. Harry i Ron zostawili Jamesa i Freda, czując w środku obawę, że chłopcom może coś się stać. Oczywiście mogli zakazać im walki, ale, z racji, że znali nastolatków, wiedzieli, że ci znaleźliby sposób, żeby tutaj powrócić i walczyć u boku aurorów. Dlatego mężczyźni nie mieli innego wyjścia – musieli przekazać siedemnastolatkom  zadanie do wykonania.
Przyjaciele biegiem przedostawali się przez tłum, po drodze walcząc z postaciami w białych maskach. Zdołali zauważyć, że gdy wraz z resztą aurorów przybyli na miejsce, większość oprawców teleportowała się i zostawało ich coraz to mniej. Wymykali się, kiedy na ich drodze pojawiało się coraz to więcej aurorów.
Kiedy Harry i Ron przybyli na miejsce, przerazili się.
Pub pod Trzema Miotłami stanął w płomieniach.
___

4 komentarze:

  1. Długo nie było rozdziału KWS, więc musiałam sobie przypomnieć poprzednie rozdziały, ale nei narzekam, bo właściwie było to bardzo przyjemne :D
    Kurde, nic dziwnego, ze dzieci są złe na Harry'ego, ale z drugiej strony, co miałby zrobić? Jak ma tak odpowiedzialną pracę, to cieżko jest za wszelką cenę dotrzymywać obietnic. Ale Harry to Harry, i tak będzie miał wyrzuty sumienia.
    Cieszę się, że Albus tak dobrze radzi sobie z tym świectwem i podsuwa im ważne wsazówki.
    Super opisałaś scenę tego całego zamieszania i ataku.
    Mam nadzieję, ze szybko dodasz kolejny - muszę wiedzieć czy nikomu w Trzech Miotłach nie stała sie krzywda, a przede wszystkim czy Albus i Rose sa cali!
    Pozdrawiam i życzę weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kończyć w takim momencie to wręcz grzech! Musisz koniecznie dać nowy odcinek szybciej - jednocześnie bardzo przepraszam, że tak długo mnie nie było - praca niestety.

    Pozdrawiam i zapraszamy na kreatywna-alternatywa.blog.spot.com gdzie odbywa się rozdanie do zgarnięcia - "Całe miasto o tym mówi" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawe opowiadania, sam pomysł pisania takich historii jest ambitny. Wiem, że wiele osób może miło spędzić czas, czytając to. Bardzo dynamiczny opis ataku, wprowadza nas w całą akcję. Naprawdę świetna stronka.
    Przy okazji zachęcam do zapoznania się z moją książką na blogu: http://mynewbook25.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy