3 stycznia 2015

Zmierzch: O krok

Przepłynęłam wszystkie siedem mórz
Zabierając serca wrogów
Ulegając moim snom
Zawarłam umowę z wiecznością
Vanilla Ninja – Kingdom Burning Down

Rok 1921. Ashland.
Ciemne chmury pojawiły się na granatowym nieboskłonie. Porywisty wiatr rozwiewał moje czarne włosy i białą koszulę nocną na wszelkie możliwe sposoby. Krople deszczu spływały po moim ciele, czułam w całym wnętrzu chłód. Bose stopy stawiłam na nierównej skale, patrząc w otchłań przepaści. Morskie fale z niewiarygodną prędkością obijały się o nabrzeże i skały.
Nie miałam już dla nikogo żyć. Moje życie to wielka pomyłka, a  marzenia, o których śniłam, całkowicie legły w gruzach. Powiedzmy sobie szczerze. Szczęścia w ogóle nie było, doskonała miłość nie istniała. Takie rzeczy opisywane były tylko w bajkach.
Chciałam mieć kochającego męża, który budziłby mnie pocałunkiem na powitanie. Wypatrywać go z utęsknieniem przez okno, gdy przyjedzie do domu po dłuższej nieobecności.
Nie było mi dane mieć takiego życia. Poznałam co to ból i cierpienie. A gdy już myślałam, że odnalazłam to, czego szukałam, wszystko się rozpadło niczym puzzle. Wiedziałam, że moja układanka nigdy się nie zespoli. Już na zawsze zostanie rozdarta i pusta.
Dwa dni mogłam nacieszyć się z rumianej twarzy niemowlaka. Dwa dni mogłam poczuć się matką. Dwa dni mogłam kogoś tak bezgranicznie pokochać.
„Niestety, nie mogliśmy nic zrobić… Twój syn był bardzo chory…”
Ciągle słyszałam w swojej głowie słowa lekarza: Nie mogliśmy nic zrobić. Nie chciałam w to wszystko uwierzyć, pragnęłam przytulić moje dziecię do piersi. Nakarmić i ukołysać. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że moje dziecko odeszło. Umarło.
Skoro mój syn nie żył, to po co ja miałam istnieć na tym świecie?
Byłam o krok od spotkania się z moim synem.
Skoczyłam.
A ja już wiedziałam, że zawarłam umowę z wiecznością. Nie było już odwrotu.
___
Ten post był pisany bardzo dawno temu. Jeszcze wtedy, gdy do kin wchodziły filmy, a ja czytałam książki. Esme i Carlisle byli moimi ulubionymi bohaterami, więc chciałam stworzyć o nich krótkie opowiadanko, ale jak zwykle wyszło jak wyszło i zdołałam napisać coś takiego. I będzie jeszcze jedna część, o wiele lepsza niż ta.
To chyba miła odmiana, w końcu nie publikując nic potterowskiego. Mam nawet dla Was przyszykowane krótkie opowiadanko mojego autorstwa. Chcę jednak je skończyć, zanim będę publikowała go w częściach. :)

10 komentarzy:

  1. Trochę nie wiem co napisać. Wydaje mi się, że dobrze oddałaś te macierzyńskie uczucia, ale po prostu nie mogę tego w żaden sposób odnieść do swojego doświadczenia, którego zwyczajnie nie mam :P Myślę, że można by to jeszcze rozwinąć w tej samej notce :) Jeszcze dodam, że dla mnie wieczność to zdecydowanie za długo i taki wampirzy deal to na pewno nie dla mnie, heheh :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie mam doświadczenia, ale pisząc tę notkę starałam się wczuć w sytuacje Esme, jakby to było, gdybym była na jej miejscu :) I mam nadzieje, że jakoś mi to wyszło :)
      Dziękuję za opinię :*

      Usuń
  2. Nie jestem wielką fanką Zmierzchu, ale czytałam wszystkie części i oglądałam filmy, więc wiem, o co chodzi ;). Poza tym, choć przykro mi to mówić, ff potterowskie nie wychodzą ci najlepiej, szczególnie te o nastolatkach. Choć zazwyczaj wolę czytać fanficki od opowiadań autorskich, w twoim wykonaniu to opowiadania autorskie zawsze wypadały lepiej, mam też wrażenie, że zwyczajnie lepiej idzie ci pisanie o dorosłych.
    O tym opowiadaniu ciężko zbyt dużo powiedzieć, ponieważ jest bardzo krótkie i raczej przemyśleniowe niż skupione na akcji, wygląda troszkę na prolog do czegoś dłuższego. I jeśli ktoś nie zna dobrze książki, może mieć problem z domyśleniem się, o kogo chodzi. Niemniej jednak, cieszę się, że piszesz o Esme. To raczej mało popularna postać, a w Zmierzchu zawsze jakoś bardziej lubiłam postaci poboczne, niż idealną miłość Belli i Edzia. No i koniec jej życia to ciekawy materiał na miniaturkę, to, dlaczego podejmuje tak desperacką decyzję.
    Jestem ciekawa, co to będzie za nowe opowiadanie ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie już mi to wielokrotnie mówiłaś, że nie idzie mi pisanie o nastolatkach w potterowskim świecie, dlatego poszłam za Twoją radą i skupiam się na dorosłych i to, co jest u mnie najmocniejszą stroną. Jeśli będę pisała coś o nowym pokoleniu, to wcześniej skonsultuję się z Tobą ;)
      Rzeczywiście miał to być Prolog, bo myślałam, że zdołam napisać coś o życiu Esme, ale niestety nie wyszło. I tak, podzielam Twoją opinię, bo i ja nie lubiłam Belli i całej tej nagonki wokół niej... Lubiłam Esme, bo zawsze była taka troskliwa i szkoda, że pisarka mało co o niej wspomniała.

      Dziękuję za opinię :*

      Usuń
  3. Strata dziecka dla matki to chyba najgorsza tragedia, jaka może ją spotkać. Oczywiście również ojcowie przeżywają swój ból, który wcale nie jest mniejszy od bólu kobiet, niemniej jednak oni robią to w zupełnie inny sposób. Nie jestem jeszcze matką więc nie wiem jak odnalazłabym się w tej sytuacji.

    Ale jak widać Esme myślała, że się uwolni, a tu proszę... od wieczności raczej ucieczki nie ma ;)

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Esme miała tylko to dziecko, bo jej mąż raczej dobrym człowiekiem nie był i możliwe było, że nawet się tym nie przejął... Niestety.

      Dziękuję za opinię :*

      Usuń
  4. Hm, mimo tego że nie lubię Zmierzchu, opowiadanie było dla mnie ciekawe. Myślę, że dobrze opisałaś ból Esme po stracie dziecka. Końcowe zdanie też mi się podobało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało i że przeczytałaś, mimo iż nie lubisz Zmierzchu :)
      Dziękuję Ci za opinię :*

      Usuń
  5. Bardzo ciekawie się zapowiada :) Dawno nie czytałam czegoś "zmierzchowego",więc nie mogę się doczekać Twojej dalszej twórczości w tym klimacie!

    Pozdrawiam i zapraszam [black-harbour] (dopiero zaczynam swoją przygodę tutaj i bardzo zależałoby mi na obiektywnej opinii☻)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wlasciwie gdybys nie napisała, ze to ff zmierzchu, to bym soe nie domyślla. Moze dlatego mi soe podobało. Ogolnie miałam kiedys manie na zmierzch,choc była ona spowodowana tylko książkami, nigdy nie filmami i to w dodatku tylko pierwszymi częściami, no moze czesciowo trzecia (czwarta była jakimś pomyleniem pojęć). No coz,mW kazdym razie sam tekst, choc krotki, był bardzo emocjonujący i smutny... Coz,nie wiem,czy musiała decydować sie na az tak drastyczny krok,ale desperacja, a szczegolnie smutek związany ze śmiercią dziecka, z pewnością sa trudne do zniesienia... Czekam na II czesc opowiadania i zalraszam do mnie zapiski-condawiramurs, jestem ciekawa Twojej opinii co do niego :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy