30 lipca 2015

Kiedy Wzejdzie Słońce 01. Isabelle Town: Pamięć

Rok 2022
„Zostań tam, gdzie jesteś, skarbie.” – Usłyszała w swoich myślach dziewczynka. Iris spoglądała na swoją córeczkę ze zmartwieniem. – „Pamiętaj, że mama zawsze cię kochała.”
Smuga zielonego świata.
Iris Town znieruchomiała.
  Mamusiu! – krzyknęło rozpaczliwie dziecko.
Postać odwróciła się. Dziewczynka dostrzegła puste, czarne oczy przepełnione nienawiścią.
Mężczyzna zbliżył się z wyciągniętą ku niej różdżką.
Czuła strach.
 Avada Kedavra! – Błysk zielonego światła mknął ku niej…

Isabelle obudziła się gwałtownie. Jej oddech był przyspieszony, a gdy przyłożyła dłoń do twarzy, zorientowała się, że była cała spocona.
Znów nawiedził ją ten koszmar. Od pamiętnej nocy nawiedzały ją w snach nieruchoma twarz matki oraz czarne oczy mordercy. Jednakże od jakiegoś czasu koszmar zmienił swój dotychczasowy scenariusz. Czarna postać o gniewnych oczach zamiast się teleportować zbliżała się do niej i rzucała zaklęcie uśmiercające. Czasami nastolatka miała wrażenie, że ten sen był ostrzeżeniem. Od samego początku wiedziała, że Adrian Pucey nie zabił jej matki – przeczuwała, że prawdziwy zabójca czyhał gdzieś na nią, w cieniu, a którejś nocy zjawi się i sen stanie się rzeczywistością.
Dlatego chciała być przygotowana na przyjście czarnoksiężnika. Podczas wakacji czytała mnóstwo książek o zaklęciach obronnych, a gdy tylko przekroczyła mury Hogwartu, ćwiczyła je w praktyce na lekcjach. Uparcie dążyła do celu, żeby w przyszłości zostać dobrym aurorem i móc któregoś dnia wymierzyć sprawiedliwość na mordercy jej matki.
Choć sen nawiedzał ją zawsze wtedy, kiedy zbliżała się rocznica śmierci Iris Town. Właśnie dzisiaj, dwudziestego piątego sierpnia, mijało dziesięć lat, odkąd jej matka nie żyła… Może zbyt dosłownie brała to wszystko do siebie? Sama nie wiedziała, co o tym myśleć. Chciała wierzyć, że to z powodu zbliżającej się rocznicy nawiedzał ją ten koszmar, lecz w głębi duszy coś jej mówiło, by zachować ostrożność.
Aby przestać zadręczać się snem, podeszła do okna, by wpuścić trochę powietrza do pomieszczenia. Poczuła się od razu lepiej, czując na skórze powiew porannego wiatru. Promienie słoneczne wdarły się do niewielkiego pokoju Isabelle. Dziewczyna nie potrzebowała wiele, dlatego jej pokój był skromnie urządzony; miała łóżko, szafę, biurko oraz mały regał. Nie była wymagająca, pomimo tego, że ojciec dziewczyny dobrze zarabiał jako chirurg.
Isabelle podeszła do szafy, lecz zanim ją otworzyła, spojrzała w lustro, które wbudowane było w mebel. Czarne, lekko falowane włosy do ramion, mały nos oraz owalna twarz za bardzo przypominały dziewczynie rodzicielkę. Tylko orzechowe oczy odziedziczyła po ojcu. Nie chciała przypominać matki, bo wiedziała, jaki ból sprawiała tym tacie. Już i tak winił się za to, że nie był tamtej nocy razem z nimi.
Lecz co mógłby zrobić? Był mugolem, nie miał zdolności magicznych, więc nic by nie wskórał. Możliwe byłoby nawet, że i on zostałby zamordowany, gdyby chciał za wszelką cenę pomóc żonie – wtedy nastolatka straciłaby ich oboje. Dlatego Isabelle za pomocą metamorfomagii zmieniała swój wygląd, żeby nie przypominać Iris Town. Przekształcała ciało, by tylko ojciec nie musiał cierpieć… By sama nie musiała cierpieć…
Pamiętała aż za dobrze moment, w którym ojciec opuścił ją, zaraz po pogrzebie matki, na całe cztery lata. Wyjechał do Afryki, by pomagać chorym dzieciom, a Isabelle zostawił u siostry Iris, Mirandy Sandler. Tamtego dnia, kiedy dziewczynka patrzyła na oddalającą się sylwetkę ojca, nie wiedziała, dlaczego ulokował ją u Sandlerów. Co zrobiła źle, że postanowił polecieć na inny kontynent sam, nie zabierając jej ze sobą? Z biegiem lat uzmysłowiła sobie, że Christopher Town opuścił ją nie tylko ze względu na to, że mocno przypominała jego żonę, ale i także dlatego, że budziły się w niej moce, nad którymi mężczyzna nie mógł zapanować, więc oddał ją pod opiekę ciotki będącej czarownicą. Tak było dla niego wygodniej. Od jakiegoś czasu miała ojcu za złe tę decyzję. Przez całe dzieciństwo myślała, że to ona robiła coś złego, a wychodziło na to, że było zupełnie inaczej – to on stchórzył, wyjeżdżając do Afryki bez niej.
Obecnie relacje pomiędzy nimi polepszyły się, lecz i tak dziewczyna do końca nie wybaczyła mu tego, że opuścił ją w momencie, kiedy go najbardziej potrzebowała. Przez wzgląd na przeszłość nie była rozrywkową czy towarzyską nastolatką. Nie lubiła przywiązywać się do innych osób, bo bała się, że może zostać przez nie zraniona. Wolała samotność, tłum za bardzo ją przerażał. W Hogwarcie często uciekała w ciche zakątki, by móc w spokoju uporządkować myśli. Ograniczała również dobór przyjaciół i dopuszczała do siebie tylko tych, co do których miała stuprocentową pewność.
Do jednych z takich osób należał jej kuzyn David, którego traktowała jak rodzonego brata. Mieszkali ze sobą przez cztery lata i dzielili ten sam pokój; razem dorastali i bawili się. Pamiętała, że w wieku ośmiu lat zbudowali w lesie domek na drzewie, który traktowali jako dom tajemnic – zdradzali w nim sobie nawzajem najskrytsze sekrety, które poza drewnianym zabudowaniem nie mogły ujrzeć światła dziennego. Na myśl o tym, uśmiechnęła się szeroko. Lubiła chłopaka, bo był jej całkowitym przeciwieństwem, potrafił sprawić, by się uśmiechnęła. Każdego dnia dziękowała Merlinowi za to, że w tak trudnych dla Isabelle chwilach David był przy niej i wspierał ją.
Nastolatka wybrała ubrania, a następnie udała się do łazienki, w której wzięła prysznic. Gdy była już ubrana, postanowiła po cichu zajrzeć do sypialni ojca. Uchyliła drzwi i zobaczyła, że mężczyzna spał twardo – był mocno owiniętą kołdrą, nad którą dostrzegła jego jasną czuprynę, słyszała również jego lekkie pochrapywanie. Postanowiła go nie budzić, wiedziała, że przyszedł z nocnego dyżuru, więc potrzebował jeszcze kilku godzin, by się porządnie wyspać.
Postanowiła przygotować śniadanie. Zrobiła kanapki z sałatą, szynką i serem oraz zaparzyła herbatę.
Nagle dostrzegła sowę, która ramę okna, próbując dostać się do środka. Isabelle wpuściła szarobiałego puchacza do pomieszczenia, a zwierzę od razu wysunęło nóżkę do przodu, dając dziewczynie możliwość ściągnięcia z niej „Proroka Codziennego”. Nastolatka wrzuciła czarodziejskie monety do małego woreczka przypiętej na drugiej nóżce sowy, a po chwili ptak wzbił się do góry i wyleciał przez okno. Przez moment przyglądała się puchaczowi lecącemu po czystym, błękitnym niebie. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że była tym ptakiem – wolnym od zmartwień i ciągłych niepewności.
Westchnęła lekko, kiedy powróciła do rzeczywistości, po czym usiadła przy stole i rozwinęła gazetę. Wyprostowała się szybko, widząc niepokojący napis na nagłówku.

ATAK CZARNOKSIĘŻNIKÓW NA LONDYŃSKIE METRO!!!
Wczoraj doszło do ataku w metrze, w którym zginęło dziesięciu mugoli, a pięciu zostało rannych – przetransportowano ich natychmiast do Szpitala Świętego Munga. Aurorzy milczą w sprawie nazwisk czarnoksiężników, których udało się przechwycić. Od czasów zakończenia Drugiej Wojny Czarodziejów był to pierwszy aż tak poważny atak. Czy szykuje się kolejny powód do zmartwień? Więcej informacji na str. 5.

Isabelle przeraziła się, przeczytawszy wstęp do artykułu. Mimo iż od ostatniego konfliktu minęło niecałe dwadzieścia pięć lat, to co chwilę słyszało się o atakach na mugoli. Dziewczyna zwinęła gazetę, nie chcąc wgłębiać się w treść. Wiedziała, że ojciec jej drugiego przyjaciela, Albusa, rozprawi się należycie z tymi, którzy chcieli za wszelką cenę zająć miejsce Voldemorta.
Gdy zjadła śniadanie, zostawiając parę kanapek ojcu, wyszła kuchennymi drzwiami na niewielki taras. Promienie słońca oświetlały kwiaty w doniczkach, które zawieszone były na poddaszu, oraz dwa białe tulipany w wazonach, znajdujących się na drewnianej podłodze. Spojrzała w kierunku małego wzgórza, które znajdowało się niedaleko domu. Gałęzie rosłej wierzby rosnącej na jego szycie lekko kołysały się pod wpływem wiatru. Udała się tam, by dojść do białego nagrobku usytuowanego tuż obok drzewa. Uklęknęła, po czym spojrzała na wyryte w marmurze czarne litery.

Pamięci Iris Heather Town
ur. 20 lutego 1981 r.
zm. 25 sierpnia 2011 r.

Położyła tulipana na zielonej trawie i przez chwilę wpatrywała się w napisy w lekkiej zadumie.
Nagle na jej policzkach pojawiły się łzy, w sercu czuła pustkę. Tęskniła za matką i ból po stracie wciąż tkwił w niej głęboko. Pamiętaj, że mama zawsze cię kochała… – wciąż słyszała w głowie głos kobiety. Isabelle do dziś nie wiedziała, jak Iris sprawiła, że tamtej nocy usłyszała ją w swoich myślach. A może to było dziecięce urojenie i wcale jej matka nie wypowiedziała do niej tych słów? Jak i tych, by dziewczynka została na swoim miejscu? Może to strach owładnął nią tak bardzo, że nie potrafiła zrobić kolejnego kroku, by pomóc matce?
– Kocham cię, mamo – wyszeptała, wycierając łzy dłonią.
Siedziała nad nagrobkiem matki i wyżaliła się ze swoich rozterek. To, jak bardzo za nią tęskniła i jak bardzo jej potrzebowała. Mówiła również o ojcu, który bardzo się zmienił od momentu śmierci Iris i nie wiedziała, jak mu pomóc, pomimo tego, że mięło już dziesięć lat. Isabelle uświadomiła sobie, że co roku jej rozterki nie zmieniały się, wciąż miała te same żale, odkąd utraciła matkę na zawsze. Ból również był ten sam.
Kiedy wróciła do domu, przy stole siedział w fioletowym szlafroku jej ojciec, który wziął właśnie do ręki ostatnią kanapkę z talerza. Jego kwadratowa twarz wyrażała zmęczenie, a jasne włosy były rozczochrane, ale mimo to uśmiechnął się blado w stronę córki. Odwzajemniła gest, wyginając lekko kąciki ust.
– Przyszedł do ciebie list – powiedział zaspanym głosem, wręczając jej kopertę. Wkrótce zauważyła w kuchni śnieżnobiałego puchacza Albusa – Hawksa – który wydał z siebie piskliwy dźwięk, gdy dostrzegł nastolatkę, najwyraźniej ją rozpoznał.
Isabelle wyciągnęła pergamin z koperty, od razu rozpoznając dokładne pismo Rose Weasley, jedynej dziewczyny, której mogła przypisać miano przyjaciółki. Z dwoma pozostałymi lokatorkami z dormitorium w Hogwarcie nie utrzymywała bliższych kontaktów – Kira i Liv znane były z plotkowania i ciągłego gadania  o chłopakach, a Isabelle raczej nie interesowała się takimi sprawami. Na szczęście Rose stanowiła ich zupełne przeciwieństwo. Trzymała się na uboczu, poświęcając czas na naukę. Chciała dostać pracę w Ministerstwie Magii, lecz omijając szerokim łukiem Departament Praw Człowieka, by nie mieć nic wspólnego z matką. Pragnęła do swoich celów dążyć sama i nie zamierzała mieszać do tego rodziny. Siedziała nad książkami, ucząc się dniami i nocami, żeby tylko zdobyć jak najlepsze wyniki.
Rose przez długi czas przypominała Isabelle także w jeszcze jednej kwestii – również odrzucała swoich zalotników. Ignorowała każdego, kto jej się napatoczył – uważała, że w obecnej chwili nie miała czasu na chłopaków. Oczywiście do momentu, zanim nie stanął na jej drodze Scorpius Malfoy. Town nie rozumiała, o co między nimi chodziło, ale wolała trzymać się od tego z daleka. Dziękowała przyjaciółce, że nie musiała wysłuchiwać jej wyżaleń na temat Ślizgona. Rose najwyraźniej rozumiała położenie Isabelle, ponieważ ta zupełnie nie znała się na sprawach sercowych i wcale nie pomogłaby Weasley, a tylko zaszkodziła.
Town odgoniła myśli na bok i zaczęła czytać list:

Cześć Isabelle,
wiem, że już za niedługo koniec wakacji, lecz może miałabyś ochotę zobaczyć mnie i Albusa nieco wcześniej? Rodzina Potterów organizuje mały podwieczorek u siebie na podwórku. Będzie grill, a Albus, Lily i Hugo planują także zagrać w mini quidditcha, więc przydałby im się czwarty gracz. Nie będzie Jamesa, a wiesz, jak bardzo nie lubię wsiadać na miotłę…
Mam nadzieję, że się skusisz. Odpowiedz na odwrocie i nie zastanawiaj się zbyt długo, bo sowa Albusa będzie mocno hałasować, jeśli szybko nie dostanie odpowiedzi (lepiej daj jej ciastko przed odlotem). Gdybyś się zdecydowała, teleportuję się z mamą i zabierzemy Cię do nas o czwartej.
Całuję, Rose.

Isabelle uśmiechnęła się na myśl, że przyjaciółka wciąż pamiętała. Wiedziała, że Rose nie chciała, by Town była w tym dniu sama. Weasley znała datę śmierci jej matki, bo co roku, odkąd się poznały, starała się tego dnia gdziekolwiek ją wyciągnąć, żeby tylko nie siedziała samotnie w domu. W gruncie rzeczy Isabelle cieszyła się na myśl o quidditchu i nieobecności Jamesa, za którym raczej nie przepadała – jej zdaniem był zbyt energiczny, w dodatku nie pochwalała jego notorycznych żartów.
Wolała dwójkę młodszych Potterów.
Albus był całkowitym przeciwieństwem brata. Lubił ciszę, książki oraz miał w sobie nutkę tajemniczości, która kryła się w jego zielonych oczach, a to właśnie Isabelle lubiła najbardziej w ludziach – skromność i spokój ducha. Dobrze go znała, spędzali ze sobą dużo czasu, więc traktowała chłopaka jak przyjaciela. Wiedziała, że może na niego liczyć – nie raz ratował ją przy pisaniu szkolnych wypracowań, wobec których miała blokadę myśli.
Natomiast z Lily, pomimo jej radosnej natury, znalazła wspólny temat, jakim był quidditch. Panna Potter potrafiła godzinami mówić o wynikach z Mistrzostw Świata oraz o ulubionych drużynach i zawodnikach.
Isabelle zauważyła, że sowa zaczęła się niecierpliwić, dlatego bez wahania odpisała Rose, że chętnie przyjmie zaproszenie, nie pytając nawet o zgodę ojca.
___

15 komentarzy:

  1. Alissa 30 lipca 2015 22:1524 sierpnia 2016 18:11

    Jak widać śmierć Iris nie tylko na Isabelle źle wpłynęła. Na jej ojca też musiało to źle wpłynąć jak musiał aż na cztery lata wyjechać.
    Dobrze, że Isabelle ma jakieś bliskie osoby w Hogwarcie. Zawsze mogą ją jakoś wesprzeć w tych trudnych chwilach. No i miło z Rose strony że zaprosiła Isabelle. Może przez ten czas na chwilę nie będzie o tym wszystkim musiała myśleć.
    Po tej drugiej wojnie czarodziejów nadal ten świat nie będzie bezpieczny. Bo znajdą się tacy którzy będą kontynuować działania Voldemorta.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mizumono 31 lipca 2015 13:4224 sierpnia 2016 18:12

    Śmierć rodzica zawsze jest dotkliwym wydarzeniem... Isabelle w dodatku była jej świadkiem. Dobrze, że Isabelle przyjaźni się z dzieciakami Harrego, Hermiony i Rona :) Może razem uratują świat po raz kolejny?
    Czekam na następny rozdział :)
    [piece-of-hannibals-heart]

    OdpowiedzUsuń
  3. Ags 1 sierpnia 2015 10:4824 sierpnia 2016 18:13

    Co do błędów (przepraszam, że tak od razu, ale zawsze o tym zapominam):
    "Nagle na jej policzkach pojawiły się łzy, czując w sercu pustkę." - Czuła? Albo trochę przekształć to zdanie, bo brzmi tak, jakby to łzy czuły w sercu pustkę.
    Ogólnie było jeszcze kilka (z dwa, może trzy) zdań, które troszkę dziwnie brzmiały, ale poza tym rozdział jak najbardziej mi się podobał.
    Absolutnie nie rozumiem postawy ojca Isabelle. Jasne, córka wyglądała jak matka i przez to cierpiał. Jasne, nie rozumiał magii i trudno było mi opiekować się nią w tym czasie. Ale co za ojciec zostawia własne dziecko i wyjeżdża do Afryki na 4 lata? Ma za to u mnie ogromnego minusa, nawet mimo tego, że teraz jego stosunki z Isabelle znacznie się ociepliły.
    O, Potterowie i Weasley'owie! Super. <3 Cieszę się, że będą Albus, Rose, Lily i młody Malfoy. Trochę szkoda mi, że Isabelle nie przepada za Jamesem, bo to jedyny członek nowego pokolenia, którego toleruję, za resztą nie przepadam. Jakoś tak, idk. Jeszcze nie trafiłam na kogoś, kto opisałby ich w przyzwoity sposób. Mam nadzieję, że tobie się uda. :D
    Hm... Czarnoksiężnicy, niedobrze. W samym fakcie istnienia naśladowców Voldemorta nie ma nic dziwnego, Rowling może sobie pisać w epilogu co chce, ale świat nie był i nie będzie cukierkowy i słodki. Mam nadzieję, że i tym razem uda powstrzymać się ten atak zła.
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Shadowhunters Forever 1 sierpnia 2015 18:3424 sierpnia 2016 18:14

    Hmmm..... Zapowiada się ciekawie, cieszę się, że rozdział był długi i dużo wytłumaczył. Szkoda mi Izzy, strata jednego z rodziców i jeszcze ,,odtrącenie" musiało być ciężkie, ale no trudno życie nie jest kolorowe. Cieszę się, że dziewczyna może polegać na swoich przyjaciołach. Mam takie dwa pytanka, oczywiście jeżeli za bardzo zdradzą fabułę to nie musisz odpowiadać: 1. Czy będzie jakiś wątek miłosny? 2. Izzy gra w quiditcha (przepraszam za pisownie) Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na następny rozdział <3 :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Neithiria 1 sierpnia 2015 20:0924 sierpnia 2016 18:15

    Dusiu, Ty wiesz, że wszystko Twojego autorstwa zawsze przypadnie mi do gustu, więc nie muszę nawet mówić, że moim zdaniem, ten rozdział jest świetny.

    Wcale nie dziwi mnie zachowanie Isabelle, straciła matkę, więc pragnienie zemsty jest uzasadnione, jednakże boję się, że dziewczyna nie poradzi sobie, jeśli będzie działać w pojedynkę. Mam nadzieję, że zemsta nie doprowadzi jej do upadku moralności (mam tu po części zachowanie mojego Jamesa).

    Jestem bardzo ciekawa, jak będzie wyglądał podwieczorek u Potterów. Ale jak to nie będzie Jima? :( dlaczego nikt go nie lubi?:(

    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Serdecznie pozdrawiam,
    Neithiria.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaenelle 2 sierpnia 2015 11:5724 sierpnia 2016 18:16

    Nie spodziewałam się, że ojciec Isabelle postąpi w taki sposób. Myślałam, że po śmierci Iris stworzą dwuosobową, ale kochającą się i wspierającą rodzinę. Nie mieści mi się w głowie, jak ojciec może zostawić dziecko na cztery lata i wyjechać na drugi koniec świata. I to jeszcze z takiego powodu! Co z tego, że była podobna do jego zmarłej żony?! Przecież nadal była jego córką, która w tak trudnym okresie potrzebowała wsparcia i bliskości taty. Gdyby była podobna z wyglądu do niego, jakiegoś innego krewnego lub do nikogo, to wtedy by został? Niech się dzieje co chce, ale tego bohatera to już raczej nie polubię, spisał się na straty w pierwszym rozdziale, co chyba rzadko mi się zdarza.
    Ciekawie zapowiada się także sprawa z czarnoksiężnikami, szczególnie że od wojny minęło już dwadzieścia pięć lat i ministerstwo powinno sobie z tym poradzić. Dlatego niecierpliwie czekam na dalsze szczegóły dotyczące tego wątku.
    Ponieważ czytałam na telefonie, nie pamiętam wszystkich błędów:
    (...) a po chwili zauważyła, jak ptak oddala się, ginąć w cieniu błękitnego nieba, który dzisiejszego dnia okazał się być bardzo piękny. - nie ma czegoś takiego jak "cień nieba", dlatego tę część trzeba przeredagować. Ostatnia część zdania też nie wiadomo do czego się odnosi. Jeśli do nieba, to trzeba pozmieniać wszystkie końcówki.
    Quidditch - quidditch (w kilku miejscach)
    (...) oraz dwie białe tulipany w wazonach, znajdujące się na drewnianej, bujanej ławce. oraz dwia białe tulipany w wazonach, znajdujących się na drewnianej, bujanej ławce.
    Isabelle wyciągnęła pergamin z koperty, od razu rozpoznając dokładne pismo Rose Weasley, jedynej dziewczynie, której mogła przepisać miano przyjaciółki. - dziewczyny
    Gdybyś się zdecydowała, teleportuje się z mamą i zabierzemy cię do nas o czwartej. - teleportuję
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Serena 5 sierpnia 2015 20:2424 sierpnia 2016 18:17

    Witaj Dusiu.
    Nie wiem czemu nie przepadam za młodym pokoleniem ale jakoś Twoje opowiadania lubię. Może dlatego iż Ty w niezwykły sposób umiesz o nich pisać? Spodobała mi się Isabelle. Niezwykle intrygująca postać. Przykro mi jednak że tak wiele musiała przejść. Smierć matki na pewno nią wstrząsnęła i wywarła wpływ. Czuje że może wpakować przez to kłopoty. Osobiście na drobne błędy nie zwracam uwagi. Sama je robię i każdemu się zdarzają. Jestem ciekawa co jeszcze pokażesz w tej historii. Robi się naprawdę ciekawie. jakoś tak myślę o paringu James&Isabelle nie wiem czemu ale wiesz ja mam takie swoje urojenia.
    pozdrawiam mocno i czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy 10 sierpnia 2015 02:3624 sierpnia 2016 18:18

    Isabelle wydaje się byc bardzo spokojną dziewczyna, ale myśle, ze to przede wszystkim problem związany z problem z zaufaniem i samotnością... W końcu tak wcześnie straciła matkę i w dodatku widziała te smierć. Widzę, ze ma sporo wspólnego z rodzina Potterów i Weasley'ow, a wiec przed Tobą spore pole do popisu. Na razie dopiero sie roZwija, czekam wiec na cd. Condawiramurs

    OdpowiedzUsuń
  9. Optimist 10 sierpnia 2015 22:2324 sierpnia 2016 18:19

    Witam serdecznie,
    Bardzo zaciekawiła mnie ta historia. Isabelle z pewnością jest trudno poradzić sobie ze śmiercią matki. Cała ta sytuacja była tajemnicza, ale też interesująca. Jestem ciekawa, dlaczego ten mężczyzna zabił tylko matkę, a oszczędził córkę.
    Chwila, kiedy Isabelle siedzi przy grobie matki i jej się wyżala też bardzo mi się spodobała.
    Opisałaś to naprawdę wspaniale!
    Miło ze strony Rose, że myśli o przyjaciółce w takiej chwili i chce jej pomóc.
    Jestem ciekawa, jak dalej potoczy się akcja.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny :*
    Optimist
    [the-emerald-eyes.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  10. Pani Sokolnik 29 sierpnia 2015 00:3224 sierpnia 2016 18:20

    Witaj!
    Po przeczytaniu prologu została pozostawiano z tysiącem pytań. Pierwszy rozdział wcale ich nie rozwiał, jednak rozumiem, że będziesz stopniowo je zdradzać.
    Masz bardzo dobry styl pisania i kilkoma słowami potrafisz wzbudzać emocje.
    Co zaś się tyczy głównej bohaterki opowiadania Izabell wydaje się ciekawą postacią, skrytą i na pewno będzie miała nie jedną tajemnice do odkrycia. O innych postaciach na razie nie mogę nic powiedzieć. Mam tylko pytanie czy to już kanon para Rose i Scorpius? Co napotykam opowiadanie o nowym pokoleniu tam się ta para przewija.
    Z poważaniem
    Pani Sokolnik
    magiom-i-klopotami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Beatrice 2 września 2015 00:1524 sierpnia 2016 18:21

    Och, och. Piszesz coś nowego, potterpwskiego, a ja o niczym nie wiem. Jak tak można ;p

    Nowe pokolenie to odrobinę nie moje klimaty, ale zawsze chętnie spróbuję czegoś nowego. Zwłaszcza jeśli pojawi się jakiś Malfoy :D Temat wybrałaś sobie ciekawy, bardzo w Twoim stylu, jak widzę - trochę grozy i zagadkowe morderstwo już na początku. Jeśli chodzi o bohaterów, widzę, że mamy na nich podobne spojrzenie (nie licząc Rose, którą ja widzę kompletnie inaczej).

    Życzę powodzenia na nowej drodze... pisania xD

    Pozdrawiam ciepło,
    Bea

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo mi się podoba, w jaki sposób przedstawiasz Isabelle, że jest taka "gotowa", że nie chce żeby czarnoksiężnik ją zaskoczył i uczy sie tyle o samoobronie.
    Nic dziwnego, że do końca nie przebaczyła ojcu, że odszedł gdy go potrzebowała. Mimo wszystko, mam nadzieję że ich relacje będą ulegać poprawie.
    No i mamy Scorose w tle! Od razy poczułam sie jak w domu :D
    Wybacz, że dopiero teraz zabieram sie konkretnie za czytanie, ale ostatnio chorowałam ;c I jak już sie trafiało, że moje oczy mialy siłe na patrzenie w ekran, to wolałam ten czas poświecić na pisanie rozdziału :D
    Ale już jestem w formie i postaram się iść jak burza xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Relacje z ojcem Isabelle ma bardzo trudne i nie tak łatwo będzie przeboleć fakt, że Chris Town zostawił swoją córkę w momencie, gdy go najbardziej potrzebowała...
      No, aż tak bardzo się nie ciesz Scorose... u mnie w pierwszym planie będzie Izzie i Albus xD Ale mam nadzieje, że na razie wystarczy Ci Scorpius i Rose w tle ;)

      I nie martw się, jeśli chodzi o komentarze... cierpliwie poczekam... Sama także komentuje, jak tylko mogę... i obiecuję, że przybędę niebawem, aby dalej poczytać o twojej Rose i Scorpiusie :)

      Usuń
  13. Witam ;) Biedna Isabella nie dość, że była świadkiem śmierci swojej mamy, to jeszcze ojciec wyjechał, kiedy go najbardziej potrzebowała. Naprawdę świetny z niego tatuś ;/ Jestem bardzo ciekawa kto zabił naprawdę matkę Isabelli.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, złotym ojcem to o nie jest, a ich relacje szybko się nie poprawią, niestety.
      Trochę trzeba będzie poczekać, zanim to ujawnię, ale może późniejsze rozdziały (które mam w planach) sprawią, że czytelnicy dowiedzą się wcześniej niż bohaterowie :)

      Dzięki bardzo za komentarz i ogólnie za zainteresowanie opowiadaniem :*

      Usuń

Obserwatorzy