„Kiedy odchodzisz, czuję się jakbym stracił część umysłu.”
Adam Lambert - Underground
Rok 1998.
Płomienie zaczęły
obejmować cały nasz dom. Zdaliśmy sobie sprawę, że nie przedostaniemy się na
zewnątrz bez szwanku. Ogień objął cały budynek, więc jedyną drogą ucieczki była
nasza krypta. Wołałem Mike’a, żeby się pospieszył, lecz z przyczyn mi nie
znanych zaczął się cofać i straciłem go całkowicie z oczu. Chciałem odnaleźć przyjaciela
za pomocą myśli, lecz ogień tak rozprzestrzeniał się po meblach, że trudno było
mi się skupić. Nie miałem zamiaru go stracić, tym bardziej, że mam mu tyle do
powiedzenia.
Znalazłem go.
Mike ponownie wrócił do swojej pracowni. Przeraziłem się, bo leżał na podłodze z moim portretem. Czy był naprawdę aż
tak lekkomyślny, że przyszedł tutaj tylko po obraz? Wziąłem go na barki i zaprowadziłem nas do klapy w podłodze. Z
wielkim trudem otworzyłem przejście, ponieważ drewno się paliło. Oparzyłem
przez to dłonie, ale udało nam się wskoczyć do naszej krypty.
Dopiero po
chwili zdałem sobie sprawę, w jak poważnym stanie znalazł się Mike. Dyszał
ciężko, a lewa strona jego twarzy była spalona, od czoła aż po szyję. Musiał
szybko napić się krwi, lecz problem polegał na tym, że był za słaby, by wyjść
na zewnątrz. Podszedłem do niego i objąłem mocno.
– Pij, Mike
– powiedziałem, uprzednio przegryzając swój nadgarstek. – Musisz nabrać sił.
Posłuchał
mnie i wbił kły w moją skórę. Czułem straszny ból, kiedy z wielkim zapałem
sączył moją krew. Po raz pierwszy poczęstowałem kogoś własną krwią i nie
spodziewałem się, że to będzie aż tak potwornie bolało. Jakby ktoś w ciało wbijał mi
tysiące igieł. Musiałem jednak to wytrzymać.
Po chwili
odsunąłem się. Nie mogłem pozwolić na to, bym i ja całkowicie stracił siły.
Musiałem się posilić, dlatego zostawiłem mojego przyjaciela w krypcie i sam
wyruszyłem na polowanie, podążając drugim przejściem - prowadziły one prosto do lasu. Zbudowałem go w chwili, kiedy Mike postanowił mnie nie posłuchać.
Wiedziałem, że źle to się wszystko skończy, więc na wszelki wypadek wdrożyłem
swój plan.
Posiliłem
się czterokrotnie, by nabrać więcej sił, chciałem po powrocie znów poczęstować
Mike’a krwią. Moje rany szybko się uleczyły, lecz z nim będzie o wiele ciężej.
Musiał to przetrwać, bo bez niego moje życie będzie zupełną pustką.
Wróciłem do
krypty. Mike leżał bez ruchu w tym samym miejscu, gdzie go zostawiłem. Ułożyłem
jego głowę na moich kolanach i pozwoliłem mu ponownie wbić się w mój
nadgarstek. Kolejna dawka bólu, kolejne tysiące igieł wbijające się w moją
skórę.
Przetrwamy to, pomyślałem, zamykając oczy.
Zdałem sobie sprawę, że gdy wykonałem ten gest, a myślami byłem gdzieś indziej,
ból stawał się o wiele mniejszy.
Sprawiam
ci ból, usłyszałem jego głos w myślach, przepraszam.
Spojrzałem
na niego z troską. Jego rany goiły się, lecz część lewego policzka, jak i
brody, wciąż była poparzona. Teraz będzie miał już dość sił, żeby wyjść i
samemu zapolować. Musiał napić się świeżej krwi, by w pełni wyzdrowieć. Mike
odsunął się ode mnie i oparł się plecami o trumnę.
– To nic –
odezwałem się po krótkiej ciszy. –
Najważniejsze, że twoje rany się goją.
– Jak ty ze
mną wytrzymujesz? – powiedział smuto. – To wszystko przeze mnie. Naraziłem nas
na to wszystko. Gdybym cię wcześniej posłuchał…
– Nie myśl
już o tym – przerwałem mu, łapiąc go za rękę. Mike spojrzał na mnie zmartwiony.
Siedzieliśmy
w milczeniu przed długi czas. Zbliżał się świt, więc musieliśmy udać się do
trumien, by odpocząć.
Następnej
nocy zapolowaliśmy już razem. Mike nabrał sił, a jego blizny znikły. Ludzka
krew od razu postawiła go na nogi. Cieszyłem się z towarzystwa Mike’a, bo to nasze
pierwsze polowanie razem, odkąd się ze sobą pokłóciliśmy.
Nie
wiedzieliśmy, co dalej począć, do jakiego państwa uciec. Sugerowałem powrót do
Ameryki, lecz Mike nie chciał tam wracać. Chciał pozostać na europejskiej
ziemi. Zaproponowałem mu południowe państwa: Włochy, Słowenię, Chorwację, Albanię,
Serbię, a nawet jego ojczysty kraj, Węgry. Od razu przystanął na moją
propozycję. Zauważyłem, że lekko się uśmiechnął, gdy wspomniałem o ostatnim z
proponowanych przeze mnie państw.
Wyruszyliśmy dwa dni później. Nie braliśmy ze sobą naszego złota, wszystko zostało w krypcie, bo chcieliśmy jak na razie rozejrzeć się nad nowym miejscem.
Kiedy
przekroczyliśmy granice Słowenii i zmierzaliśmy w kierunku Chorwacji, poczułem,
że ktoś z daleka nas obserwował. Kolejny
wampir, pomyślałem. Mike kiwnął głową – też wyczuwał intruza.
Chciałem go zlokalizować, lecz pośród gęstego lasu nie mogłem go odnaleźć nawet
z tak dobrym wzrokiem. Myśli również nie dały żadnych efektów, obcy wampir nie
ujawniał się. Postanowiliśmy go zignorować, nie mniej jednak byliśmy cały czas
czujni. Nie wiedzieliśmy, jakie zamiary miał ten wampir – mógł zaatakować nas
znienacka.
Zbliżał się
powoli świt, więc ukryliśmy się w jaskini, zakrywając wejście dużym kamieniem.
Mike po raz pierwszy spał w takim miejscu, dlatego był zniesmaczony tą
sytuacją. Uśmiechnąłem się do niego, mówiąc, że to tylko jedna noc. Przetrwamy, powiedziałem w myślach.
Pozwoliłem mu ułożyć głowę na moich kolanach. Położyłem dłoń na jego włosach i
lekko przeczesałem. Niespodziewanie Mike odwrócił się w moją stronę, a ja przez
przypadek musnąłem dłonią jego policzek. Chciałem cofnąć rękę, lecz mi na to
nie pozwolił. Ujął ją w swoje dłonie, a ja doznałem gęsiej skórki – westchnąłem
lekko.
Pochyliłem
się nad nim i czekałem na jakiś ruch z jego strony. Zauważyłem, jak jego kąciki
ust lekko unoszą się do góry. Tak, to był
właśnie ten sygnał. Pocałowałem go w usta. Nie protestował, gdy zgłębiłem
pieszczotę. Ani ja tego nie zrobiłem. Było to dla mnie coś nowego, coś, czego
nie mogłem w racjonalny sposób wytłumaczyć. Ale czułem się dobrze, całując Mika
– ten moment był najlepszym doznaniem, jakie spotkało mnie do tej pory.
Przerwałem
pocałunek i spojrzałem na przyjaciela. Mike uśmiechnął się do mnie szeroko, po
czym objął mnie w pasie. Zasnęliśmy po dziesięciu minutach.
Gdy nastała
kolejna noc, wyszliśmy z jaskini, by rozejrzeć się nad nowym miejscem.
Chcieliśmy się również posilić, żeby w drodze powrotnej jak najszybciej znaleźć
się w krypcie, lecz wyczuliśmy jedynie w oddali grupę biwakujących dzieciaków, żadnych
przestępców, dlatego Mike zaproponował, byśmy zaczekali z polowaniem aż będziemy
wracać z powrotem do Paryża.
Po godzinnych
poszukiwaniach znaleźliśmy odpowiedni teren do zbudowania domu, a także krypty.
Choć z drugiej strony nie było nawet takiej potrzeby budowania schronu –
człowiek nie byłby wstanie dostać się w to miejsce bez odpowiedniego sprzętu
wspinaczkowego. Zdecydowałem jednak nie ryzykować, musieliśmy mieć awaryjny
plan.
Kiedy
mieliśmy wracać, poczuliśmy obecność wampira, który obserwował nas wczoraj z
daleka. Lecz tym razem nie był sam.
___
Ach, jak trudno mi było pisać ten post...
Bardzo dobry rozdział, aż kipiał od emocji. I to często niewyrazonych wprost, lecz przez czyny. Bardzo wymowne było to, jak narrator starał sie szybko pożywić, aby pózniej, cierpiąc przy tym katusze, dać Mike'owi własna krew, aby ten doszedł do siebie. Wymowniejsze nawet niz sam pocałunek, który oczywiscie tez spełnił swoją rolę;) ciekawe, jak to sie dalej potoczy. Nie rozumiem jednak, gdzie w końcu próbują sie dostać. Ba początku myslalam, ze ba Węgry, ale pod koniec wspomniałaś o Paryżu i juz sie pogubiłam... Ciekawe, czy te wampiry, które ich śledz, maja przyjazne zamiaru czy nie... Jakoś wydaje mi sie, zd niestety niekoniecznie... Z niecierpliwością czekam na cd i zapraszam do mnie na nowość :) zapiski-Condawiramurs
OdpowiedzUsuńZnaleźli nowe miejsce na granicy Słowenii i Chorwacji, a chcą wrócić do Paryża po rzeczy, które ocalały po pożarze :) Ale tajemnicze wampiry uniemożliwili im powrót ;)
UsuńDziękuję ślicznie za opinię! :*
Cieszę się, że zarówno Sollyn jak i Mike wyszli z pożaru cało. Co prawda ten drugi miał trochę mniej szczęścia, ale dobrze, że Sollyn zadziałał szybko i ofiarował przyjacielowi swoją krew oraz zapewnił mu stosowną opiekę. Mam nadzieję, że oboje wyciągną z tego zdarzenia wnioski i więcej nie doprowadzą do podobnych sytuacji.
OdpowiedzUsuńNajbardziej intrygująca była jednak końcówka. Ciekawa jestem, kim są obserwujące ich wampiry i jakie mają zamiary. A skoro jeden z nich przyprowadził, jak zakładam, swoich towarzyszy, to trochę ciężko jest mi uwierzyć, że wszystko zakończy się na przyjacielskiej pogawędce.
Pozdrawiam serdecznie :)
Sollyn zdawał sobie z zagrożenia i chciał udać się do kolejnego miasta, ale Mike tak pochłonął się tymi spotkaniami z ludźmi, że nie myślał o konsekwencjach. Pewnie weźmie to sobie wszystko do serca, zważywszy na to, co przeżył po pożarze.
UsuńDziękuję ślicznie za opinię :*
Witaj Dusiu:)
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę świetny, zwłaszcza motyw z pożarem. Cieszę się, że bohaterom nic się nie stało.
Wszystko pięknie, ale chyba nie dam rady czytać o miłości homoseksualnej, naprawdę ją akceptuję, lecz czytanie mnie przerasta, bo niestety wszystko muszę sobie wyobrażać. Postaram się przełamać wewnętrzną blokadę, ale naprawdę nie obiecuję, że dam radę. Nie myśl, że jestem uprzedzona, akceptuję i szanuję ludzi o innej orientacji.
Przepraszam, na pewno będę czytać wszystkie Twoje blogi, bo uwielbiam wszystko, co piszesz, ale ten muszę sobie przemyśleć.
Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
Pozdrawiam cieplutko:*
Neithiria.
Rozumiem. Każdy odczuwa to na własny sposób.
UsuńJeśli chodzi o te opowiadanie, to mogę zdradzić, że będzie jeszcze jeden taki moment ich zbliżenia, bo w tym opowiadaniu staram się raczej skupić na puncie, który zawitał w Prologu. Uczucie Sollyna i Mike'a jest poboczna :) Staram się to opisywać w subtelny sposób, bez żadnych wulgaryzmów.
Dziękuję za opinię :*
Podziwiam Cię, że nie boisz się w swoich opowiadaniach poruszać tematu homoseksualizmu. To temat niezwykle kontrowersyjny i wymaga naprawdę nie mało odwagi, aby tak otwarcie poruszać go w historiach, nawet jeśli dotyczy ona wampirów :D Jestem ciekawa jak to wszystko dalej się potoczy ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A ostatnio jakoś lubię poruszać ten wątek i planuje jeszcze takiego typu miniaturki publikować ;)
UsuńDziękuję za opinię :*
Ja trochę nie wiem jak skomentować, żeby się nie powtarzać. Wyszli z tego cało - trochę tak czułam. Przy okazji Sollyn pokazał, że Mike nie jest mu obojętny i uratował mu życie. Kim są śledzące ich wampiry? Czy są złe za to, że ludzie ich rozpoznali? A może to zupełnie inna bajka? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sollynowi bardzo zależy na Mike'u, zaczął być kimś więcej niż tylko "przyjacielem" :)
UsuńA kim są te wampiry i jakie mają zamiary, dowiemy się w następnym poście :)
Dziękuję ślicznie za opinię :*
Dzień dobry. :)
OdpowiedzUsuńMiałam przesłuchać te piosenki, ale jakoś z głowy mi wyleciało, a teraz nie mam warunków. Skleroza nie boli...
Naprawdę uwielbiam długości Twoich rozdziałów. Są idealne. Nie krótkie jak świstek z pralni, ale takie by na raz przeczytać, od razu skomentować i lecieć dalej.
(Zbliżał się świt, więc musieliśmy udać się do trumien, by odpocząć). To tak epicko brzmi.
O tak, pierwszy komentator dobrze to ujął. Dużo emocji, nie wszystkie wyrażone wprost. A scena pocałunku była naprawdę... słodka. Nic namiętnego, gorącego, ale takie urocze muśnięcia, hah.
Pozdrawiam.