Isabelle
siedziała na schodach przy wejściu do domu, czekając na Rose i jej matkę.
Z każdą kolejną
minutą zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, zgadzając się na ten podwieczorek
u Potterów. Podjęła decyzję zbyt pochopnie i teraz panika wzrastała z każdą
sekundą. Sama nie wiedziała, dlaczego aż tak się denerwowała, przecież nie
miała żadnego powodu do zmartwień. Czy było to spowodowane tym, że nie będzie
przy niej Davida? Zwykle chodzili razem, kiedy mieli spotkać się w wakacje z Rose
i Albusem. Przyzwyczaiła się, że kuzyn znajdował się blisko niej, a teraz miała
wrażenie, jakby ktoś odciął jej prawą rękę.
David
obecnie przebywał w Hiszpanii z rodzicami i czasami żałowała, że nie zgodziła
się z nim pojechać. Odmówiła, bo sądziła, że te ostatnie dni wakacji spędzi z
ojcem, ale oczywiście plan nie wypalił, ponieważ mężczyzna wolał wziąć nocne
dyżury w szpitalu. Czy takim zachowaniem chciał odbudować ich zerwane więzi?
Gdy powiedziała mu o zaproszeniu Potterów, od razu się ucieszył, że spędzi czas
z przyjaciółmi, a nie samotnie w domu. Nawet nie próbował przekonywać ją do
tego, by została i poświęciła ten dzień dla nich dwojga. Czuła w sercu ból i
wściekłość, zastanawiając się, czy przyjdzie moment, w którym poczuje, że
kiedykolwiek posiadała w swoim życiu ojca?
Z rozmyślań
wyrwał ją trzask.
Ujrzała
przed sobą rudowłosą dziewczynę o niebieskich oczach, której twarz obsypana
była dodającymi uroku piegami. Rose miała na sobie białą bluzkę oraz zielone
rybaczki. Rose podbiegła do niej i przytuliła na przywitanie. Tuż za plecami
dziewczyny Isabelle zauważyła Hermionę Weasley – czarownicę o brązowych włosach
i oczach. Przywitała się z matką Rose, podając jej dłoń.
– Tak się
cieszę, że jednak się zdecydowałaś! – rzekła radośnie panna Weasley. – Reszta
także nie może się doczekać, kiedy przyjdziesz. Trochę szkoda, że nie będzie z
nami Davida, ale przynajmniej pogracie w quidditcha!
Isabelle
uśmiechnęła się szeroko, gdy usłyszała tak wdzięczne słowa Rose. Poczuła ciepło
na sercu, wiedząc, że była mile widziana w domu przyjaciół. Przynajmniej tam mogła
odczuć rodzinną atmosferę; teraz już wiedziała, że nie popełniła błędu,
decydując się na podwieczorek do Potterów, wszystkie wątpliwości zniknęły
niczym bańka mydlana.
Matka Rose
wyciągnęła rękę, by dziewczyny mogły chwycić się jej ramienia.
Isabelle
nigdy nie lubiła teleportacji, ale musiała się do tego powoli przyzwyczajać.
Chwyciła lewe ramię czarownicy, po czym poczuła dziwne rwanie w okolicach
pępka, trzask, a już po chwili znalazła grunt pod nogami. Zachwiała się, lecz
Rose złapała ją w ostatniej chwili za rękę, uniemożliwiając upadek na ziemię. Isabelle
chwyciła się za brzuch, żeby stłumić wymioty, które powoli zbierały się w jej
żołądku.
– Ty
naprawdę nie lubisz tych teleportacji – rzekła Rose, patrząc na przyjaciółkę
zmartwiona.
– Niestety
– oznajmiła Town. – Muszę się jednak przyzwyczaić, skoro będę chciała zostać
aurorem. A dlaczego nie będzie Jamesa? Przecież on nigdy nie rezygnuje z
quidditcha? – zmieniła temat, kiedy szły pomału za dom. Posiadłość Potterów z
zewnątrz była średniej wielkości i posiadała jeden parter; ściany pomalowane
zostały jasną farbą, a dach obity czerwonymi dachówkami. Wiedziała jednak, że
gdyby weszła do środka, ujrzałaby piękny, duży jednopiętrowy dom.
– Postanowił
pomóc z Fredem wujkowi Georgowi przy prowadzeniu jego sklepu – odparła Rose. –
Wierz lub nie, ale w Jamesie zaszły zmiany.
Gdy znalazły
się za domem, Isabelle ujrzała w oddali boisko do quidditcha. James wybłagał u
ojca, żeby mu taki sprawił, bowiem chciał w przyszłości zostać ścigającym i
potrzebował dużo treningu. Chłopak naprawdę znał się na grze, bo to właśnie on,
na tym boisku, zauważył jej talent w czarodziejskim sporcie. Nie musiała
przechodzić przez eliminacje i od razu stała się członkiem drużyny. Mieli co
prawda już dwóch pałkarzy, lecz zmieniała się raz z Fredem, raz z Brodleyem, by
każdy miał szanse zagrania. Oczywiście tego pierwszego zastępowała dość często,
zważywszy na to, że chłopak dostawał tyle szlabanów wraz z Jamesem i Hugonem
niczym dziecko cukierki na Halloween.
Bliżej domu
znajdował się basen, w którym aktualnie pływali Albus, Lily i Alicja. Przy
basenie, mocząc jedynie nogi, siedział Hugo – rudowłosy chłopak o owalnej,
bladej i obsypanej piegami twarzy oraz błękitnych oczach. Miał na sobie
niebieskie kąpielówki ze złotymi zniczami i białą koszulę. Hugo był pogodnym
nastolatkiem, choć Isabelle nie pochwalała w nim tego, że dołączył do Jamesa i
Freda, by robić kawały uczniom – przez to dostali przydomek: Wielka Trójka.
Uśmiechnął się do niej, gdy ją zauważył.
Tuż obok
znajdował się grill oraz okrągły, drewniany stół, przy którym stała Ginny
Potter i Luna Longbottom. Za pomocą zaklęcia lewitującego układały na nim
talerze oraz napoje chłodzące. Mąż tej drugiej przekładał steki na grillu, pilnując,
by się nie przypaliły. Do nozdrzy Isabelle dotarł ich zapach i aż zaburczało
jej w brzuchu. Od śniadania nic nie jadła, więc nie mogła się już doczekać,
kiedy spróbuje steków, które przygotowywał profesor Longbottom. Przyzwyczaiła
się, że nauczyciel zielarstwa często odwiedzał Potterów czy Weasleyów ze swoją
żoną, bowiem byli najlepszymi przyjaciółmi rodziców Albusa i Rose od czasów
szkolnych. Dlatego też nikogo to nie zdziwiło, że Neville został ojcem
chrzestnym Albusa, a jego córka Alicja przyjaźniła się z Lily i Hugonem.
Natomiast
Harry’ego Pottera i Ronalda Weasleya nigdzie nie widziała, ale potem
przypomniała sobie o dzisiejszym artykule w „Proroku Codziennym”.
Przypuszczała, że mężczyźni musieli zostać dłużej w pracy, żeby zająć się
sprawą.
Kiedy Albus,
Lily i Alicja zauważyli Isabelle, wyszli z basenu, aby się przywitać. Lily była
piękną, chudą dziewczyną o płomiennorudych włosach i orzechowych oczach,
przypominając swoją matkę. Jej przyjaciółka, Alicja, miała jasne włosy i
srebrno-błękitne oczy. Dziewczyny podeszły do Isabelle i przytulił ją.
Natomiast
Albus miał na sobie jedynie granatowe kąpielówki. Wychodząc z basenu, przetarł
się ręcznikiem tylko parę razy. Isabelle przyłapała się na tym, że dość długo
wpatrywała się w nagi tors chłopaka, jednak oprzytomniała się w porę,
wyganiając z umysłu niepożądane myśli. Musiała przyznać, że nastolatek bardzo
zmężniał przez te wakacje. Przypuszczała, że spędzał na boisku z bratem sporo
czasu, a pojedynki z Jamesem były nie lada wyzwaniem. Zaszła również zmiana w
czarnych włosach chłopaka – zazwyczaj nosił je przydługie i w totalnym
nieładzie, mocno przypominając swojego rodziciela, ale najwyraźniej musiał
ostrzyc włosy na krótko, co dodało mu uroku.
Gdy zbliżył
się do dziewczyny, mogła dostrzec jego zielone tęczówki w kształcie migdałów.
Albus uśmiechnął się do niej pogodnie, a ona od razu wychwyciła tajemniczość,
która kryła się w jego oczach. Isabelle zawsze była zafascynowana osobowością
Gryfona, bo i ona miała przed nim, jak i Rose, sekret. Domyślała się jedynie,
że mogło to mieć związek z jego regularnym wychodzeniem z Wielkiej Sali w
weekendowe poranki. Z początku sądziła, że chodził do biblioteki, ponieważ
bywał tam częstym gościem, lecz Isabelle którejś soboty zapomniała wziąć książkę
niezbędną do napisania eseju na eliksiry, przez co musiała odwiedzić to
pomieszczenie o nieludzko wczesnej godzinie, i zorientowała się, że chłopaka
wcale tam nie było. Nasuwało się więc pytanie: „Gdzie spędzał te dwie godziny?”.
– Miło cię
widzieć – powiedział z uśmiechem Albus, przytulając ją na przywitanie. Poczuła,
jak przez jej kręgosłup przeszedł dreszcz. Chłopak wciąż był mokry, więc krople
wody zmoczyły jej czerwoną bluzkę oraz beżowe rybaczki. – Och, wybacz –
wyjąkał, orientując się, że lekko zamoczył jej ubranie.
– Nic się
nie stało – burknęła speszona.
– Albus,
ile razy ci mówiłam, byś wycierał się dokładnie ręcznikiem, jak wychodzisz z
basenu! – rzekła z wyrzutem w głosie jego matka, wzdychając bezradnie, po czym
podeszła do nich i wysuszyła syna prostym zaklęciem. – I załóż coś na siebie!
Nastolatek
wywrócił oczami, biorąc z ławy białą koszulę z krótkim rękawem.
– Widzę, że
skróciłaś włosy. – Zainteresował się fryzurą Isabelle Albus, przyglądając się
jej krótkim, czarnym kosmykom, które sięgały dziewczynie za ucho. Panna Town
uśmiechnęła się, nieświadomie łapiąc się za końcówki. – Sama je obcięłaś czy to
efekt twojego daru?
– To drugie
– odparła, gdy usiedli wszyscy przy stole. – Ty też skróciłeś.
– Ach, tak
– powiedział, przeczesując dłonią swoje krótkie włosy. – Miałem już dość
ciągłego mówienia o tym, jaki to jestem podobny do ojca, dlatego postanowiłem w
końcu coś z tym zrobić – rzekł dobitnie.
Po chwili
lewitujące talerze ze smażonymi stekami wylądowały przed każdym czarodziejem.
Rose podała Isabelle dwie kromki chleba, po czym zaczęli w spokoju jeść. Przez
chwilę słychać było jedynie obijające się o talerze sztućce. Niebawem jednak Lily
zaczęła dyskutować na temat ostatnich wynikach z Mistrzostw Świata w Quidditchu.
Isabelle siedziała naprzeciwko niej, więc z wielkim uśmiechem na ustach
patrzyła na dziewczynę, która z wielkim entuzjazmem relacjonowała jeden z
meczów. Oczywiście zdarzało się, że Town dodawała parę zdań do dyskusji – ona,
Albus czy też Hugon, lecz i tak panna Potter mówiła najwięcej.
Wkrótce
dziewczyna przerwała rozmowę, ponieważ zauważyli idących do stołu Harry’ego i
Rona. Mężczyźni przywitali się najpierw ze swoimi żonami, a potem z
pozostałymi. Isabelle dostrzegła, jak pan Potter szeroko uśmiechnął się do
swojej córki, którą lekko poczochrał i dał całusa w czoło. Nie wiedziała czemu,
ale w sercu poczuła przypływ zazdrości, że Lily miała tak doskonałe relacje z
ojcem. Albus i James wielokrotnie powtarzali, że ich siostra była typową córeczką
tatusia. Town wiele by oddała, aby mieć podobne relacje ze swoim rodzicielem.
– Izzie,
zapomniałam ci dokończyć mówić o Jamesie – rzekła nagle entuzjastycznie Rose. –
Trochę się zmienił przez te wakacje, bo…
– Trochę? –
przerwał siostrze Hugo, kpiąc z jej słów. – Ja go w ogóle nie poznaję! Przestał
żartować i zaczął czytać książki, mówiąc, że chce się skupić na nauce. To do
niego niepodobne!
– A może po
prostu powinieneś wziąć z niego przykład – odparła z nutką drwiny w głosie
Alicja. Lily zaśmiała się głośno na słowa przyjaciółki, a Hugo jedynie zmrużył
oczy i spojrzał na dziewczynę posępnie.
– W każdym
razie – powiedziała Rose, ignorując słowa brata i spoglądając na Isabelle,
która siedziała obok niej. – James już nie będzie kapitanem drużyny Gryfonów.
Postanowił w tym roku intensywnie poświęcić czas na zdaniu wszystkich egzaminów
na zadowalający i powyżej oczekiwań. Chce się dostać do drużyny Harpie z
Holyhead, a tam ważne jest, by zawodnik miał dobre oceny, taki wymóg trenera.
Zrezygnował z bycia kapitanem, by nie zawieść drużyny, chce się skupić bardziej
na sobie.
– To się
akurat nie zmieniło – rzekła Lily, chichocząc wraz z Alicją.
– A kto zostanie
nowym kapitanem? – zapytała zaciekawiona Isabelle, ignorując śmiech dziewczyn.
– Ja –
odparł Albus. – Nie spytał mnie nawet o zdanie, ale to do niego podobne. Nie
wiem, jak to pociągnę.
– Wierzę,
że dasz radę – oznajmiła po chwili Isabelle. – Przyda się drużynie twoja
cierpliwość.
Albus
uśmiechnął się pogodnie do dziewczyny.
– Izzie,
dokładnie też tak powiedziałam! – zawołała wesoło Lily. – Albus będzie
najlepszym kapitanem!
– Mam
nadzieję – westchnął młody Potter.
– To co,
gramy w quidditcha? – rzekł Hugo, wstając od stołu.
Widać było,
że chłopaka wręcz ciągnęło na boisko, więc młodzi czarodzieje poszli w ślady Hugona,
nie kończąc nawet posiłku.
– Ustalamy
skład drużyny? – zapytała Lily.
– Może rodzeństwo
przeciwko sobie? – zaproponowała Isabelle. – Ja zastąpię Rose – dodała szybko,
bo Weasleyowie spojrzeli na nią z niedowierzaniem.
– Och,
kamień z serca – westchnął Hugo, przez co zarobił mocnego kuksańca w bok od
swojej siostry.
Młodzi
czarodzieje udali się na boisko, zostawiając dorosłych samych. Isabelle nie uszedł
uwadze fakt, jak rodzice jej przyjaciół zaczęli intensywne dyskusje, gdy tylko
ich opuścili. Zauważyła, że nie tylko ona to dostrzegła – Albus również
spoglądał na dorosłych zaciekawiony. Po chwili chłopak spojrzał na nią i posłał
w jej stronę szeroki uśmiech.
___
Szkoda mi Isabelle, ze ojciec nie stara sie naprawiać ich więzi i sprawie wrażenie, jakby nie chciał, zeby była w domu... Mógłby chociaż troche to ukryc, ze sie ucieszył, że jego dziecko wyjeżdża. Na cały rok szkolny!
OdpowiedzUsuńDobrze, że ma chociaż kochaną przyjaciółkę :)
Ci Potterowie to mają rozmach. Basen, boisko do quiddicha, i co jeszcze?! Jak widać, dobrze jest czasem uratować świat i zapewnic sobie dochody w przyszłości :D
Albus bez koszulki! Będzie miłość <3 hahah wybacz, to dopiero drugi rozdzial a ja juz się przesadnie ekscytuję
"Gdy zbliżył się do dziewczyny, mogła dostrzec jego zielone tęczówki w kształcie migdałów" - chyba teczówki nie mogą mieć kształtu migdałów, pewnie miałaś po prostu na myśli że tęczówki zielone, oczy w kształcie migdałów ;p
Oj i bardzo jestem ciekawa, gdzie on spędza te tajemnicze dwie godziny
I gdzie Scorpius, daj mi Scorpiusa xd
Oj tak, ten jej ojciec... jest z niego dziwak, nie ma co :( Niestety poprawienie relacji Isabelle i ojca będą trudne, jak to wspomniałam w poprzednim komentarzu...
UsuńA tak, Potterowie zaszaleli :) Nie zapominajmy, ze Harry dostał fortunę o swoich rodzicach, a potem został Wybawicielem, do tego pracuje jako szef w Biurze Aurorów... Dorobił się ten nasz złoty chłopiec ;p
Tak, coś zaiskrzy pomiędzy Albusem i Izzie, ale będzie to długi proces, zanim do siebie się przekonają, bo Isabelle jest bardzo zamknięta w sobie :)
A Scorpius będzie trochę później... nie przeczę, on będzie się u mnie pojawiał trochę częściej od niż Rose :)
Witam ;) Isabelle jest metarfomagiem? Nadal jest ciekawa co stało się z matką dziewczyny. No jak widzę Albus komuś wpadł w oko ;) Przez twoje opowiadanie nagle nabrałam ochoty na po czytanie i obejrzenie Pottera ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tak, Isabelle jest metamorfomagiem :)
UsuńMatka Iris została zamordowana przez czarnoksiężnika, który wciąż jest na wolności, więc będą jego poszukiwania, co wyjaśni się w kolejnych rozdziałach :)
Dziękuję ślicznie za komentarz :*