5 stycznia 2016

Kiedy Wzejdzie Słońce 05. Albus Potter: Wyzwanie

– Al, możemy porozmawiać w moim gabinecie na osobności? – zapytał Harry, odkładając sztućce do pustego talerza. Kiedy Ginny wzięła naczynie, posłał w jej stronę lekki uśmiech, chcąc tym gestem podziękować żonie za posiłek. – Muszę omówić z tobą pewną kwestię – oznajmił, spoglądając na niego z powagą.
Albus spojrzał na ojca z uwagą. Zastanawiał się, co takiego zrobił, że wzywa go do siebie na dywanik, przecież w Biurze Aurorów nic nie narozrabiał. Zdarzało mu się nie raz, że powiedział coś za dużo – był bardzo spostrzegawczy, jeśli chodziło o ludzkie zachowania – więc niektórzy czarodzieje mieli ochotę udusić go własnymi rękami, ponieważ wyjawił niechcący ich osobistą sprawę. Harry nie był zadowolony, gdy coś takiego miało miejsce, dlatego nastolatek zaczął rozmyślać, czy przypadkiem nie palnął czegoś głupiego, kiedy opisywał Jamesowi czterech aurorów. Ale po dłuższym zastanowieniu mógł stwierdzić, że był ostrożny – żaden czarodziej na niego nie nakrzyczał, ani też nie wyszedł z biura zawstydzony.
– W porządku – odparł, wstając od stołu. Podziękował matce za posiłek i poszedł za ojcem, żeby dowiedzieć się, dlaczego wzywał go do siebie na rozmowę.
Gabinet Harry’ego był średniej wielkości. Po wejściu do środka od razu rzucało się w oczy mosiężne biurko oraz gustowne krzesło, a za nimi regał wypełniony książkami i  dokumentami. Po prawej stronie znajdowała się komoda, na której stała doniczka z nieznaną dla chłopaka nazwą rośliną oraz karafka z Ognistą Whisky i sokiem dyniowym, natomiast po lewej stronie zostało wstawione okno, przez które było widać las oraz skrawek boiska do quidditcha. Całe wnętrze pomalowane zostało na beżowy kolor, nadając pomieszczaniu trochę światła.
– Usiądź, Al – powiedział Harry, gdy chłopak zamknął za sobą drzwi.
          Posłuchał ojca i usiadł na krześle naprzeciwko niego. Starszy Potter splótł dłonie i ułożył je na biurko, spoglądając na syna uważnie.
– Czy zrobiłem coś nie tak? – odezwał się, bo nie mógł już wytrzymać tego napięcia. – W biurze zachowywałem się dobrze – dodał, jakby to zdanie miało go wybronić z nadchodzących kłopotów.
– Nie, synu, nie zrobiłeś nic złego.
– Och, to dobrze – odetchnął z ulgą. – Masz taką minę za każdym razem, gdy James coś przeskrobał, więc... – urwał, przygryzając dolną wargę.
Harry uśmiechnął się lekko.
– Wezwałem cię tutaj, bo sprawa jest dość… delikatna – powiedział po chwili spokojnym głosem. – Nie chcę, by Lily się o tym dowiedziała, przynajmniej na razie.
– O co chodzi, tato?
– Chcę, żebyś zajął się pewną sprawą – odezwał się po krótkiej, pełnej napięcia ciszy. Albus, słysząc słowa ojca, pochylił się do przodu. – Tym razem chodzi o morderstwo Iris Town.
Albusa zamurowało.
– Dajesz mi sprawę matki Izzie? Przecież mówiłeś, że to dochodzenie…
– Wiesz dobrze, że ta sprawa nie daje mi spokoju – przerwał mu Harry. – Sam też mówiłeś, że Isabelle szukała informacji o matce i zachowała się przy tym dziwnie, więc od tamtej pory tym bardziej uważam, że zabójstwo Iris nie jest do końca wyjaśnione. W dodatku wczoraj zabito pewną mugolkę – przeszedł do rzeczy, otwierając dokumenty i wyciągnął z nich dwa pergaminy. – Zerknij na opisy uzdrowiciela w obydwu przypadkach.
Albus wziął je do ręki i zaczął uważnie czytać. Po chwili wyprostował się na krześle, nie dowierzając w to, co przeczytał.
– Te same klątwy przed zadaniem śmiertelnego zaklęcia – odezwał się zaintrygowany Albus.
– Dokładnie – potwierdził Harry. – Sądzę, że to nie jest czysty przypadek i tych zabójstw dokonał ten sam czarownik.
– No tak, zwykle naśladowcy pozostawiają swój znak – zgodził się z ojcem.
– Oczywiście są to tylko przypuszczenia. Możliwie, że mylę się co do tej kwestii.
– Tato, czy ty naprawdę wierzysz w to, co mówisz? – zapytał, patrząc na rodziciela uważnie.
Po raz kolejny na twarzy Harry’ego pojawił się delikatny uśmiech.
– Słusznie, przyłapałeś mnie. Chcę w końcu to wyjaśnić, a nie mogę się tym zająć, zważywszy na Nygara, minister nie pochwalałby tego, że grzebię w zakończonych sprawach. Przekażę ci kopie tych akt – oznajmił, kładąc dłonie na już zamkniętych dokumentach. – Kiedy znajdziemy jakiś trop w sprawie mugolki, wszystko będzie wpisywane do oryginału, ale kopie zaczarowałem tak, że je odczytasz. Ty nie będziesz mógł nic w nich napisać, więc powiadomię o tej sytuacji wujka Nevilla. Jeśli coś znajdziesz, przekazujesz mu informacje, a on mnie. Czy zgadzasz się na taki układ? Podejmiesz się temu wyzwaniu?
– Ale czy na pewno jesteś pewny, że mogę się tym zająć? Nie chcę, żebyś miał później przez mnie jakiekolwiek kłopoty? – zapytał zmartwiony chłopak. Palił się do tego, by zająć się tą sprawą, to przecież morderstwo, które już wcześniej chciał wyjaśnić, lecz nie chciał do niczego zmuszać ojca, jeśli ten miałby wpaść przez to w kłopoty.
– Nie martw się mną – potrząsnął głową Harry. – Jestem pewny, że możesz rozwiązać tę zagadkę, ufam ci, pamiętaj o tym – rzekł dobitnie, patrząc na syna z lekkim uśmiechem. Albusowi zrobiło się miło, że ojciec tak w niego wierzył. – Ale też nie wymagam tego, żebyś za wszelką cenę to wyjaśnił, wiem, że ta sprawa jest skomplikowana.
– Jeżeli tak to… pomogę – przytaknął. – Postaram się to rozwiązać. Och, to będzie dla mnie dobra lekcja.
           Albus westchnął, biorąc od ojca kopie akt mugolki i Iris Town. W końcu będzie miał szansę się wykazać jako prawdziwy auror. Potrzebował praktyki, dlatego ucieszył się, że jego rodziciel umożliwił mu samodoskonalenie się w dziedzinie, która tak bardzo go fascynowała. Decyzja o tym, że chciał w przyszłości zostać aurorem, nie wynikała z tego, że jego ojciec nim był. Pragnął tego, bo uwielbiał rozwiązywać zagadki; ciągłe pytania, co dla niektórych mogłyby wydawać się retoryczne, ale nie dla niego – szukał odpowiedzi na każde dręczące go pytanie.
– Tylko miałbym prośbę, byś nic o tej sprawie nie mówił Davidowi i Isabelle. W szczególności Isabelle, bo to jej matka – powiedział dosadnie. – Wiem jednak, że trudno jest dusić coś takiego w sobie, więc możesz powiedzieć o tym Rose. I Jamesowi, bo ostatnio zauważyłem, że się dogadujecie.
– Ach tak... – Uśmiechnął się Albus. Zamilkł, głaszcząc brzeg akt, a tym samym zastanawiając się nad pewną sprawą związaną z bratem. Po chwili spojrzał na ojca i rzekł: – Przekazał mi pałeczkę kapitana, ale nie wiem, czy słusznie postąpił, jeśli chce zawodowo zajmować się quidditchem. Powinien raczej nas do końca poprowadzić, nie uważasz?
– Może zasugeruj mu, byście podzielicie się obowiązkami. Gdyby James nie mógłby przeprowadzić któregoś treningu, to wtedy przejąłbyś drużynę. Nie musi rezygnować całkowicie z bycia kapitanem.
– Masz rację, pogadam z nim – powiedział, uśmiechając się do ojca. – Dzięki.

 ___

2 komentarze:

  1. Strasznie mnie rozczuliło, że jak Harry mówi, że muszą porozmawiać, to Al się od razu zastanawia, co przeskrobał xd
    Podoba mi sie, jak przenosisz różne wątki kryminalne z naszego zwykłego swiata, to czarodziejskiego. Konkretnie chodzi mi o morderców pozostawiających swoje znaki rozpoznawcze, "podpisy", w postaci rzuconych klątw.
    A ja myślę, że James wcale nie musi być kapitanem na ostatnim roku, żeby kariera potoczyła sie wg jego myśli. W końcu dalej bedzie grał, a jedynie odciaży się z dodatkowych obowiązków, jak planowanie taktyk itp. Przecież nie straci formy :

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja jestem dość wielką fanką kryminałów, dlatego pojawienie się mrocznych zagadek w świecie potterowskim musiało zaistnieć, heh xD Dlatego cieszy mnie to, że Ci się podoba ten motyw :)
      Myślę, że bycie kapitanem do końca będzie dobre w jego dokumentach, skoro zawodowo chcę zgrać w quidditch, a przekazanie częściowo pałeczki kapitana Albusowi jedynie, jak wspomniałaś, odciąży się od dodatkowych spraw :)

      Usuń

Obserwatorzy