Ostatnie
dni wakacji upłynęły Isabelle w spokoju.
Po wizycie
u Potterów myślała, że następnego dnia spotka się z Evelyn Bings – koleżanką,
która, o dziwo, nosiła w Hogwarcie srebrzysto-zielone barwy – ale plan się nie
powiódł. Do dziś nie mogła uwierzyć w to, że kolegowała się z panną Bings.
Ze Ślizgonką
zaczęła rozmawiać na czwartym roku, kiedy to wstąpiła do kółka prasowego. Evelyn
pierwsza odezwała się do Isabelle i z wielkim zachwytem podjęła konwersację na
temat świata mugoli, co z początku Town wybiło z pantałyku, bo wiedziała, że
Bings pochodziła z arystokratycznego rodu. Isabelle zdała sobie sprawę, że zbyt
pochopnie oceniła Evelyn, sądząc, że przyjaźniła się z Sharon Avery – liderką
Ślizgonek – która nienawidziła mugoli. Dziewczyna ta naśmiewała się z nich i
gnębiła, w tym również niektórych czarodziei półkrwi, jak Isabelle. Jednakże
Town nie przejmowała się jadowitymi docinkami Sharon, bo miała duże oparcie w
swoich przyjaciołach, a od jakiegoś czasu również u Evelyn mogła znaleźć pomoc.
Ślizgonka sprawiła, że wścibska Avery w końcu po czterech latach dała Isabelle spokój
i nie szydziła już z jej pochodzenia.
Przez ten
jeden dobry gest ze strony panny Bings Isabelle pozwoliła dopuścić ją do siebie
i mówiła Ślizgonce o świecie pozamagicznych ludzi.
Nie sądziła, że Evelyn mogła z tak wielkim entuzjazmem słuchać o mugolach – nadal nie mogła się do
tego przyzwyczaić. A najbardziej zadziwił ją fakt, gdy nastolatka niedawno zaproponowała
wspólne zakupy w centrum handlowym – chciała na własne oczy zobaczyć to, co
opowiadała jej Isabelle.
I niestety,
plany te nie wypaliły.
Evelyn
uprzedziła ją jednak, że może nie zjawić się na spotkaniu. Wyznała Isabelle, że
jej ojciec był surowy i trzymał ją pod kloszem, nie pozwalając wychodzić z domu.
Zakazał nawet pójść córce na urodziny do najbliższej przyjaciółki, co było
dziwne, bo Naomi Dave pochodziła z czystokrwistej rodziny czarodziejów, w dodatku
blisko spokrewnionej z Malfoyami. Dlatego Isabelle nie wyobrażała sobie tego, co
by się stało, gdyby pan Bings dowiedział się o niej.
Town spytała
z ciekawości Evelyn, jak wymknie się z domu, by mogły się spotkać, ale Ślizgonka
oznajmiła, że sama do końca nie wie, co zrobi, lecz będzie próbowała wszelkich możliwych sposobów,
żeby tylko wymknąć się z posiadłości i spędzić to popołudnie z Isabelle. Niemniej
jednak plan ucieczki się nie powiódł, Isabelle czekała
na dziewczynę półgodziny w umówionym miejscu, a ta nie pojawiła się.
W ten sposób
Town spędziła ostatnie dni wakacji w domu.
Przyzwyczaiła
się jednak do samotności. Ojca nigdy nie było w domu; zamiast spędzić z nią trochę
czasu, zanim pojedzie do Hogwartu, to siedział ciągle w pracy. A ona była dla
niego taka dobra. Gdyby chciała, mogłaby nie przyrządzać mu posiłków – w końcu
jakoś sobie radził, kiedy Isabelle znajdowała się w szkole. Starała się, by
wszystko powróciło na właściwy tor, naprawdę, lecz najwyraźniej te próby na nic
się nie zdawały. Mężczyzna wciąż żył we własnym świecie. Czasami zastanawiała
się, dlaczego nie został zagranicą, skoro miała wrażenie, że wszystko działo
się tak samo tutaj – chodził ciałem, ale duchem wciąż błąkał się po Afryce.
Nadszedł dzień
wyjazdu do Hogwartu, więc spakowana czekała w salonie na wujostwo oraz Davida.
Odliczała sekundy na zegarku z wielką niecierpliwością, bo tak bardzo pragnęła
teraz ujrzeć pogodną twarz kuzyna. W obecnej chwili potrzebowała
przyjacielskiego wsparcia, a jemu mogła powierzyć wszystko, co leżało na jej
sercu.
Była sama w
domu… w pustym, chłodnym domu, stała w miejscu, gdzie dziesięć lat temu tuliła
się do martwego ciała matki. Czuła się osamotniona. Myślała, że ojciec pojawi
się choć na chwilę, by się z nią pożegnać, a on…
Z trudem
powstrzymała się od płaczu. Musiała jednak wziąć się w garść i wymazać z
pamięci bolesne wspomnienia.
Z rozmyśleń
wyrwał ją trzask na dworze. Sandlerowie w końcu się zjawili.
Isabelle
pobiegła w stronę drzwi wejściowych. Otworzyła je, zanim ciotka Miranda zdołała
zapukać. Pani Sandler była czarownicą o czarnych, sięgających ramion włosach,
owalnej twarzy oraz zielonych oczach. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko do
swojej cioci i przytuliła się do jej chudego ciała, a potem uścisnęła wujka
Sama. Najbardziej jednak ucieszyła się z widoku Davida. Stał w progu domu
uśmiechnięty, pokazując jej śnieżnobiałe zęby. Chłopak bardzo przypominał
swojego ojca – te same blond włosy, niebieskie oczy oraz kwadratowa szczęka.
Isabelle wyszła mu naprzeciw i objęła go mocno. Stali w uścisku dość długo.
– Tęskniłem,
Izzie.
– I ja tęskniłam.
___
Zawsze bardzo mi sie podobaja przyjaźnie między-domowe, zwłaszcza jeśli mamy do czyniena ze slizgonami. I to jeszcze takimi, których fascynuje świat mugoli! :)
OdpowiedzUsuńStrasznie współczuję biednej Izzie tej przykrej relacji z ojcem. Bo przecież tak się stara, a wcale nie musi, bo to on ja skrzywdził, opuszczając w najgorzym możliwym momencie. Mógłby to docenić. Pewnie sam zmaga sie ze swoimi własnymi demonami, ale mimo wszystko, to jego córka - mile widziane byłoby jakiekolwiek zaangżowanie.
Nie mogę pojąc, jak mógł zostawić ja sama w tym dniu i nawet się nie pożegnać, kiedy ona wyjeżdża na całe miesiące.
Akurat relacja Isabelle i Evelyn jest bardzo dla mnie istotna, bo mamy to do czynienia z jednoczeniem i całkowitą tolerancją. Chcę tym sposobem udowodnić, że niektórzy Ślizgoni nie są źli :)
UsuńNiestety relacja Izzie z ojcem jest bardzo napięta, a to wszystko przez pana Towna, bo Izzie chcę wszystko naprawić, a mężczyzna jedynie to utrudnia, co jest bardzo przykre.