3 stycznia
2000r.
– Wzywałeś
mnie?
Agrypin przerwał
trening i spojrzał na Jose’a – stał przed nim wyprostowany, ręce miał splecione
z tyłu, a jego twarz nie emanowała żadnymi emocjami. Jak zawsze, ubrany był
jak wiktoriański dżentelmen, w długi, czarny surdut oraz w bordową, jedwabną
kamizelkę – z kieszonki wystawał złoty łańcuszek kieszonkowego zegarka. Strój
idealnie komponował się z jego ciemnymi włosami i oczami. Jose uwielbiał modę z
dziewiętnastego wieku, więc nie zmieniał przyzwyczajeń od dwustu lat, pomimo
tego, że mógł teraz włożyć na siebie wygodne dżinsy i luźny sweter.
W
odróżnieniu od przyjaciela Agrypin podążał za trendem i zakładał ubrania ze
współczesnych czasów. W tej chwili miał na sobie szary dres, który dobrze służył
mu na treningach – czuł się swobodnie i lekko, przez co jego ciosy były bardzo
płynne i szybkie. Człowiek nie mógł nic
lepszego wymyślić, chwalił sobie strój. Choć niekiedy pragnął powrócić do
swoich czasów, aby włożyć luźne białe szaty.
– Jose,
musisz w końcu przestać zwracać się do mnie tak oficjalnie. Jestem twoim
przyjacielem, nie królem – powiedział stanowczo Grek.
– Wybacz,
ale obiecałem sobie, że będę się do ciebie zwracał z szacunkiem –
rzekł z wielką powagą Hiszpan. – Tym bardziej teraz, skoro zająłeś miejsce Aarona.
Agrypin
uśmiechnął się lekko. Stworzył wiele dzieci nocy, ale z nikogo nie był tak dumny
jak z Jose’a. Żaden stworzony przez niego wampir nie wyrażał się wobec niego z godnością. Wielokrotnie prosił przyjaciela, żeby zmienił do niego nastawienie, ale wampir uważał, że nie był na to godzien. Hiszpan miał
do siebie wielki żal, że wyrzekł się Greka tuż po przemianie i sam podążył w świat,
pławiąc się we krwi niewinnych i służąc u boku Charwicha. Agrypin tolerował zachowanie przyjaciela przez bardzo długi czas, bo nie chciał go do niczego zmuszać,
lecz musiało się to w końcu skończyć.
– Pomimo tego, chcę, żebyś zwracał się do mnie tak, jak Yamar zwraca się do ciebie –
powiedział niemal błagalnym głosem Agrypin. – Proszę, zwracaj się do mnie naturalnie,
jak do przyjaciela.
Jose
spojrzał na mentora lekko zdezorientowany.
– Dobrze –
odezwał się po krótkim czasie Hiszpan, ale Grek wyczuł w jego głosie zawahanie. Powiedział to słowo z wielkim trudem. – Postaram się.
– Masz się
nie starać, tylko to zrobić, tym bardziej z powodu, dla którego poprosiłem
cię, żebyś do mnie przyszedł.
– Jest
jeszcze coś, co chcesz ze mną omówić? – zdziwił się Jose. – Myślałem, że wezw…
znaczy się, chciałeś tylko porozmawiać o moim zachowaniu w stosunku do ciebie?
Agrypin
pokręcił głową.
– Jak
wiesz, Jose, zostałem liderem, dlatego muszę podjąć pewne decyzje, żeby rządzić
wami godnie, tak jak robił to Aaron.
– Co zdecydowałeś?
– Wiesz,
dlaczego Aaron był tak doskonałym dowódcą? – zapytał Agrypin Jose’a, który od
razu potrząsnął głową. – Ponieważ miał mnie – rzekł zdecydowanie. – Nie chcę się
w żaden sposób chwalić, tylko po prostu… nasze wspólne pomysły zawsze zapoczątkowywały dobrą drogę. Aaron nigdy nie podejmował samodzielnych decyzji bez
konsultacji ze mną. Teraz przejąłem jego obowiązki, więc potrzebuje takiego mnie, żeby również dokonywać słuszne
wybory. Dlatego tutaj jesteś – uśmiechnął się pogodnie. – Chcę, żebyś
był moim ja, rozumiesz?
– Mam być
twoim… zastępcą? – zapytał zdezorientowany Jose.
– Dokładnie
– przytaknął Grek. – Bądź moim ja.
– Nie wiem,
co powiedzieć… – zawahał się, Hiszpan był w totalnym szoku.
– Po prostu
się zgódź – powiedział Agrypin, kładąc rękę na lewym ramieniu przyjaciela. – Ufam ci,
jak nikomu innemu. Oczywiście, nie licząc Nairy – dodał z uśmiechem.
– To
będzie dla mnie wielki zaszczyt – rzekł radośnie Jose. – Zostanę
tym... twoim ja.
– I to
chciałem usłyszeć! Co powiesz teraz na mały sparing? – zapytał po chwili Grek.
– Przyjmuję
wyzwanie, przyjacielu – uśmiechnął się Hiszpan, zdejmując frak i kamizelkę. Rzucił ubrania w kąt sali, podciągnął rękawy białej koszuli i przyjął
pierwszą pozycję.
Zaczęli się
pojedynkować, czerpiąc z każdego zadanego ciosu wiele satysfakcji, pomimo tego, że
nie każdy chwyt trafiał w przeciwnika. Jednakże po piętnastu minutach musieli
przerwać starcie, bo do sali treningowej wszedł Yamar. W jednej chwili Jose znalazł
się na podłodze, leżał na plecach przygnieciony ciężarem Agrypina, który, gdyby
był wrogiem, mógłby bez problemu wbić mu drewniany kołek w serce i pozbawić
głowy.
– Mam
nadzieję, że nie przeszkadzam…? – zawahał się Yamar, stojąc cały czas w progu,
nie wiedząc, czy ma się wycofać, czy wejść do środka.
– Właśnie pozbawiłeś
mnie głowy – rzekł z lekką irytacją w głosie Jose.
Hindus nie
odezwał się, a jedynie posłał w stronę swojego mentora szeroki uśmiech.
– O co
chodzi? – zapytał Agrypin, wstając z podłogi. Za jego śladem podążył
Jose.
–
Przepraszam, że wam przeszkodziłem w treningu, ale mam wspaniałe wieści –
powiedział z uśmiechem Yamar. – Mike się obudził.
– To
rzeczywiście bardzo dobra wieść. Jose – Grek spojrzał na przyjaciela – zwołaj proszę
wszystkich do głównej sali, trzeba w końcu zrobić zebranie i ustalić pewne
szczegóły.
– Jasna
sprawa, już się robi.
– Pomogę
ci, Jose – oznajmił Hindus, który podążył za Hiszpanem.
Agrypin
został sam w pomieszczeniu. Zamknął oczy, kładąc ręce na biodrach, i westchnął
głęboko. Czuł wielką ulgę, kiedy dowiedział się o przebudzeniu Mika. Musiał zrobić
walne zgromadzenie, lecz nie dlatego, żeby oznajmić wszystkim, że Jose został
jego zastępcą, ale przekonać Mika i Sollyna, aby zostali u nich na stałe.
Dzieci Charwicha mieli nadzwyczajną moc – podczas treningu wykazali się
niesamowitą siłą, uczyli się szybko i sprawnie, a czyny, jak dokonał Mike na
polu bitwy, przechodziło samo za siebie. Przewyższali siłą nawet tak starożytne
wampiry jak on czy Agron. Zresztą,
nie wiedzieli też, czy podczas następnego krwawego księżyca Mike ponownie nie stanie
się hybrydą, dlatego musiał mieć na niego oko – nie mógł pozwolić, by opuścił
ich dom. Jako nowy dowódca czuł się w obowiązku, żeby przezwyciężyć pewne środki.
Nie mógł zawieść Aarona.
Niespodziewanie
po jego policzku popłynęła krwawa łza, a potem następna. Rzadko płakał, w zasadzie uświadomił
sobie, że ostatnio uronił łzy w momencie, kiedy trzymał w ramionach
swoją córkę… kiedy musiał oddać ją do obcych ludzi. I teraz, po tylu latach
ponownie pozwolił sobie na odrobinę słabości – strata Aarona poruszyła go dogłębnie.
Był nie tylko jego mentorem i władcą, lecz również ojcem, którego tak pragnął
mieć. Biologiczny ojciec Agrypina był na tyle szalony, że chciał pozbawić go
życia, ale dzięki Aaronowi mógł ponownie się narodzić i tym sposobem zyskał nowego
rodziciela.
Nie zawiodę cię, Aaronie, pomyślał,
dłońmi ocierając krwawe łzy z policzków. Obiecuję,
że będę godnie cię zastępować. Będziesz
ze mnie dumny… ojcze.
___
Bardzo lubię tę miniaturkę, więc mam nadzieję, że i Wam przypadła do gustu. Oczywiście będę też wdzięczna za wyłapanie błędów. I zapraszam do głosowania w ankiecie :)
I tak, zrobiłam nieco małą rewolucję przez weekend majowy w zakładce "Mini Opowiadania". Myślę, że teraz jest o wiele przejrzyście, trochę się napracowałam. Dlatego też musiałam zmienić szablon, bo poprzedni wykorzystałam do czegoś innego.
I tak, zrobiłam nieco małą rewolucję przez weekend majowy w zakładce "Mini Opowiadania". Myślę, że teraz jest o wiele przejrzyście, trochę się napracowałam. Dlatego też musiałam zmienić szablon, bo poprzedni wykorzystałam do czegoś innego.
Agrypin mnie tutaj wzruszył. Widać, ze będzie dobrym przywódcą, bo ma szacunek wobec innych. A wybranie na swoje ja Josego to dobry pomysł, lubię tego mężczyznę, wiele przeżył, a się tryzma, no i podobają mi się jego maniery. Na niego zagłosowałam w sondzie. Co do Mike i Sollyna - mam nadzieję, że zostaną na dworze. łądny szablon, ale początek zlewa się z tłem i trudno czytać na kompie. Jeśli chodzi o błędy, zauważyłam ich trochę, np. brak przecinka między "wiesz" a "dlaczego" bądź w sformułowaniu "Stworzył wielu dzieci nocy" - powinno być wiele. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAgrypin bardzo szanuje Jose'a i mam zamiar jeszcze przedstawić ich relację, jeszcze za czasów średniowiecza. I fajnie, że lubisz Jose... to jeden z moich ulubionych postaci.
UsuńJeśli chodzi o szablon, to zauważyłam właśnie, że szablon działa prawidłowo jedynie na Mozili, został tak dostosowany, bo pracuję na tej przeglądarkach, na innych może szwankować.
Dziękuję Ci ślicznie za opinię i za wyłapanie błędów :*
Kochana! Przepraszam, że znowu mnie tak długo nie było, ale wszystko nadrobiłam. I patrzę, że nie jestem jedyna, którą wzruszył Agrypin ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Agrypin wywołał w Tobie emocję ;)
UsuńDziękuję, że znalazłaś czas, by pozostawić po sobie ślad :*
Na razie zanurzam się w słowach i nowych historiach - zaległości nadrobię po zakończeniu roku szkolnego (teraz jestem prawie nieżywa - he he he wpasowuję się w wampirzy klimat XD).
OdpowiedzUsuńA już ogarniam, co się dzieje :D
I jesteś zdecydowanie zbyt skromna (ale to dobra, a może jedna z najważniejszych, cech pisarzy - moim zdaniem). Uwierz mi - nie chwalę każdego. Zazwyczaj jestem strasznie czepialska XD
Jasne, że przypadła! Nawet więcej - jak zwykle zachwyciła.
Ach... to wyważenie między opisami i dialogami... Niebanalne rozmowy, troska o detale... Chyba ci zazdroszczę. Serio :D
Padam z nóg - a raczej nosem na klawiaturę - więc się żegnam i życzę ci duuużo, duuużo weny, kochana!
Trzymaj się - a szablon jest cudowny <3 A cytat w nagłówku naprawdę daje do myślenia :)
academie-mirandel.blogspot.com
Bardzo dziękuję Ci za tak miłe słowa i że pomimo zmęczenia dałaś o sobie znać i zostawiłaś komentarz. To wiele dla mnie znaczy :*
UsuńPozdrawiam serdecznie :*
Faktycznie, bardzo dojrzałe zachowanie Agrypina. Widać, że przemyślał swoją decyzję, ale też że Jose jest mu faktycznie bliski. W takim układzie chyba raczej się nie zawiedzie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Agrypin uważa Jose'a za swojego brata, stąd ta decyzja, ufa mu, pomimo zagmatwanej przeszłości.
UsuńZdradzę, że jeszcze pokaże Wam początki ich znajomości ;)
Dziękuję ślicznie za opinię ;*
Dobry wieczór.
OdpowiedzUsuńCo to za wiktoriański dżentelmen bez klasycznego kapelusza? Jestem autentycznie zawiedziona. Marzył mi się wyjątkowo gustowny i szykowny wampir.
I mnie poruszyły emocje, którymi ten tekst aż kipiał. Zrobiło się emocjonalnie, wręcz sentymentalnie, bym powiedziała. (Zostanę tym... twoim ja) absolutnie urocze. Miła odmiana od krwiożerczych, zobojętniałych wampirów, które odwróciły się od Boga i kierowane są tylko przez niepohamowaną żądzę krwi.
Tak, tak, wzruszający tworek. Te krwawe łzy na końcu, wspomnienie córki, więź mistrza i ucznia (chyba mogę tak to nazwać? albo mentora i podopiecznego?) oraz ulga z przebudzenia. Jeszcze ten Sollyn, mhm.
Spokojnego wieczoru,
mendoid Corteen
W schronie raczej Jose nie chodzi w kapeluszach... co innego, gdy wychodzi na zewnątrz ;)
UsuńCieszę się, że ten wpis Ci się podobał, bo jest on moim ulubionym postem z drugiego tomu o wampirach.
Raczej mentor i podopieczny (lub dziecko nocy)
Dziękuję ślicznie za komentarz :*