12 listopada 2015

Kiedy Wzejdzie Słońce 03. Albus Potter: Na zakupy

Albus zaliczał dzisiejszy dzień do udanych. Uwielbiał quidditch, wtedy czuł się w swoim żywiole. Lubił moment, gdy wiatr muskał jego skórę, a szybkość, jaką mógł pokonać na swojej Błyskawicy, wywoływała w chłopaku pozytywne wibracje. Dodatkowo spędził ten dzień ze swoją rodziną oraz z przyjaciółką ze szkoły. Ucieszył się, że Isabelle zgodziła się przyjść do nich na podwieczorek. Dziewczyna wykazywała duży talent w quidditchu, miała dużo wytrwałości i pokazała to także podczas gry – nie poddawała się i walczyła do samego końca, żeby tylko wygrać z nim i Lily. Rywalizacja była zacięta, ale drużyna Albusa wygrała minimalnie pięcioma punktami.
Nie uszło też jego uwadze fakt, że w Town zaszły pewne zmiany, bo chłopak poczuł się w jej obecności jakoś inaczej niż dotychczas. Czuł się bardziej swobodny, zaczął dostrzegać w niej rzeczy, których dotąd nie zauważał. Isabelle była jego najlepszą przyjaciółką – pomimo tego, że z natury należała do skrytych osób, Potter wiedział, że zawsze mógł na nią liczyć. Nie miał pojęcia, jak interpretować to dziwne uczucie, które nagle poczuł we swoim wnętrzu.
Wziął szybki prysznic, by zmyć z siebie niepożądane myśli, puszczając to w niepamięć. Poczuł się lepiej, gdy tylko ciepła woda dotknęła jego skóry. Zaczął rozmyślać o sytuacji, która wydarzyła się niedawno w świecie czarodziejskim, a mianowicie o atakach na mugoli. Od czerwca w „Proroku Codziennym” pisano o ciągłych wypadkach dotykających mugoli, a ostatnie wydarzenie wręcz przyprawiło chłopaka w osłupienie. W przyszłości chciał zostać aurorem, dlatego zbadanie tej zagadki byłoby dla niego wyzwaniem. Albus wielokrotnie pomagał ojcu w wyjaśnianiu niektórych spraw –  Harry zauważył w nim wielki potencjał – więc młody Potter miał nadzieję, że rodziciel pozwoli mu się przyjrzeć tej niepokojącej sprawie.
Kiedy miał już położyć się spać, do jego pokoju wszedł, oczywiście bez pukania, James.
Nie ulegało to wątpliwości, że chłopcy byli braćmi; te same czarne włosy, chuda sylwetka oraz mocno zarysowana szczęka. Bardzo przypominali swojego ojca, bo nawet w tłumie nieznani czarodzieje od razu wiedzieli, że mieli do czynienia ze synami Harry’ego Pottera. Czasami James zaprzeczał im, żartując sobie, że pomylili go z kimś innym, lecz niestety, akurat ten kawał nigdy mu dobrze nie wychodził. Czarodzieje patrzyli na niego zdezorientowani i żegnali się krótkim zdaniem: Pozdrówcie ojca. Z wyglądu jedynie oczy różniły braci – on miał zielone, natomiast James orzechowe, po matce.
Byli również z charakteru biegunowo odmienni. James był bardzo impulsywny, żywiołowy, zawsze wyróżniający się w tłumie, a Albus raczej trzymał się na uboczu, nie wychylając się z własnego kręgu – lubił samotność i spokój.
Mimo różnic potrafili się dogadać. Oczywiście jako dzieci dokuczali sobie wzajemnie, lecz wszystko zaczęło się zmieniać, gdy chłopcy zaczęli dorastać. Pomimo tego, że James wciąż robił kawały, to pomiędzy nimi doszło do całkowitego porozumienia, co wzbudziło wiele plotek w szkole. Na pierwszych latach nauki starali się wzajemnie unikać (co było trudne, w końcu oboje należeli do Gryffindoru), ale od zeszłego roku wszystko powróciło na właściwy tor. Wychodziło na to, że chłopcy od zawsze darzyli się sympatią, lecz trudno im było się do tego przyznać. James udowodnił swoją braterskość, kiedy dwa tygodnie temu przekazał Albusowi pałeczkę kapitana.
– Cześć, Al – zawołał wesoło. – Idziemy jutro na Pokątną z ojcem? Nic się nie zmieniło?
– Jutro się dowiemy.
– W porządku, to mnie…
– Mam cię obudzić, wiem – przerwał mu, uśmiechając się szeroko do brata, który odwzajemnił gest.
To kolejna rzecz, która ich różniła. W odróżnieniu od niego James lubił sobie pospać. Dość długo nie mógł się przyzwyczaić do porannych pobudek, przez co zdarzało mu się spóźniać na lekcje, bo Fred czy ich współlokatorzy w dormitorium zapomnieli go obudzić. W ciągu wakacji pozwalał sobie spać do dziesiątej czy jedenastej, ale jeśli trzeba było gdzieś wyjść, to prosił zawsze Albusa o pobudkę.
Nazajutrz mieli udać się po nowe miotły, bo w te wakacje wyszedł nowy model – Błyskawica 2000, choć do końca nie wiedzieli, czy to pewne. Ich ojciec nie miał łatwego zawodu i ostatnio często nie było go domu. Harry potrafił zazwyczaj znaleźć czas dla dzieci, lecz od czerwca miał wyjątkowo dużo pracy, ponieważ Minister Magii, Vincent Naygar, naciskał na niego, żeby ta sprawa jak najszybciej się wyjaśniła. Oczekiwał od szefa aurorów pełnego zaangażowania – że jego ludzie zrobią wszystko, by dopaść tych, którzy byli współwinni tych zbrodni. Ojciec powierzył Albusowi w sekrecie, że jeśli nie będzie rezultatów i nie złapią przywódcy, który kieruje tymi ludźmi, reaktywuje Zakon Feniksa – tajnie stowarzyszenie, które podczas Drugiej Wojny Czarodziejów walczyło z Lordem Voldemortem.
– Dobranoc, Al. – Wyrwał go z rozmyśleń głos brat.
– Dobranoc.
Kiedy James zamknął drzwi, Albus wszedł do łóżka, rozmyślając wciąż o tajemniczym czarnoksiężniku, który zaczął siać postrach zarówno w mugolskim, jak i czarodziejskim świecie. Nikt nie znał jego imienia, bo do tej pory działał cudzymi rękoma, a to oznaczało, że jeśli wykorzystywał innych do czarnej roboty, musiał wzbudzać lęk. Choć niekoniecznie, mogli go również podziwiać i uznawać go za swojego... Pana? Chcesz pójść w ślady Voldemorta, pomyślał nagle. Chcesz zająć jego miejsce, a to oznacza, że wielbisz jego ideały. Przeczuwał, że ten ktoś musiał być śmierciożercą lub potomkiem jednego ze zwolenników Voldemorta – w każdym razie, Albus zacząłby poszukiwania od tej strony.          
Uświadomił sobie, że zbyt mocno nad tym wszystkim rozmyślał, więc odgonił te niepokojące myśli na bok. Zasnął po dziesięciu minutach, mając przed sobą obraz uśmiechniętej Isabelle.
~*~
Obudził się przed ósmą – przez Hawksa, drapała pazurami oraz skubała dziobem kłódkę, chcąc wydostać się z klatki. Albus westchnął ociężale i zaspany wstał z łóżka. Puchacz przestał hałasować, kiedy zauważył swojego pana, który otworzył mu drzwiczki klatki. Chłopak uchylił okno i sowa opuściła pokój, przez chwilę patrzył, jak Hawks krążył wokół domu i pobliskiego lasu. Słońce powoli wzbijało się do góry, a poranny wiatr lekko kołysał korony drzew. Zapowiada się wspaniały dzień, pomyślał wesoło Albus.
Po chwili do jego pokoju wszedł ojciec.
– Widzę, że już nie śpisz. – Harry uśmiechnął się do syna.
– Hawks mnie obudził. Zapomniałem go wczoraj wieczorem wypuścić i teraz drapał klatkę. I co, idziemy na Pokątną po miotły?
– Tak, możesz budzić Jamesa – odparł bez wahania. – Zjemy jeszcze śniadanie przed wyjściem, bo mama nalegała.
Tak, cała mama, pomyślał radośnie. Jak zwykle nadopiekuńcza.
Kiedy Harry wyszedł z pokoju, chłopak zaczął się ubierać. Nałożył na siebie dżinsy i granatową bluzę, po czym poszedł obudzić brata. Albus z trudem wyrwał go ze snu, ale przypomniał Jamesowi, że jeśli nie wstanie, ojciec nie kupi mu najnowszej miotły. Tekst chłopaka zadziałał – wiedział, że James nie darowałby sobie tego, gdyby przespał możliwość zakupienia Błyskawicy 2000.
Teleportowali się zaraz po śniadaniu.
           Albus był lekko zdezorientowany miejscem, do którego się udali, bo nie znaleźli się na ulicy Pokątnej, tylko na jednej z mugolskich ulic w Londynie.
– Tato, chyba nas w złe miejsce przetransportowałeś – odezwał się James, uprzedzając tym Albusa.
– Chłopcy, na chwilę udamy się do Ministerstwa Magii – odezwał się najstarszy Potter. Bracia popatrzyli na siebie z zainteresowaniem. – Muszę coś pilnego załatwić, a nie chciałem ponownie odkładać naszych planów, skoro za niedługo jedziecie do Hogwartu.
Po kilkudziesięciu krokach zauważyli czerwoną budkę telefoniczną. Weszli do niej i Harry nacisnął na klawiaturze telefonu znane Albusowi numery: sześć, dwa, cztery, cztery, dwa. Podali nazwiska i cel wizyty, po czym zjechali na dół, zjawiając się na głównym holu Ministerstwa Magii. Szli powoli korytarzem, omijając czarodziei, którzy co chwilę kłaniali się Harry’emu i pozdrawiali go ciepło. Z lewej i prawej strony znajdowały się kominki, w których co sekundę pojawiał się lub znikał czarodziej, a w centrum holu znajdowała się Fontanna Magicznego Braterstwa – przedstawiała ona parę czarodziejów, centaura, skrzata i goblina.
Kiedy Potterowie dotarli do biura, jak na zawołanie wstał jeden z pracowników, Jack Chambers. Mężczyzna był wysokim czarodziejem o błękitnych oczach i jasnych włosach.
– Cześć, Jack – przywitał się Harry. – Ron już jest?
– Dzień dobry, szefie. Tak, pan Weasley jest u pana w gabinecie. Pracuje nad… urwał w połowie, zauważając synów szefa.  – Cześć chłopcy! – zawołał wesoło.
– Usiądźcie przy biurku Jacka i poczekajcie na mnie, dobrze? – zwrócił się do nich Harry. – To nie potrwa długo – zapewnił ich.
– Nie musisz się spieszyć, poczekamy – powiedział Albus.
Szef aurorów wszedł do swojego gabinetu wraz z Chambersem.
Chłopcy usiedli na krzesłach, rozglądając się po pomieszczeniu. W biurze znajdowało się piętnaście stanowisk, lecz tylko przy czterech zauważyli pracujących aurorów. Pewnie niektórzy pracują w terenie, a inni na urlopach, pomyślał Albus.  Trochę się zasmucił, bo nigdzie nie widział Teda Lupina – pewnie musiał zostać wezwany do jakiejś pilnej sprawy.
            – Al, czy ty naprawdę chcesz zostać jednym z nich? – zapytał po krótkiej ciszy James, patrząc z niesmakiem na pracujących w spokoju czarodziei.
– A ty grać zawodowo w quidditch? – odpowiedział pytaniem na pytaniem.
Chłopak zrozumiał jego aluzję, więc uśmiechnął się do niego szeroko.
– Skoro jesteś taki cwany, braciszku, to powiedz mi coś o tej blondynce – powiedział, wskazując głową na czarownicę, która siedziała na końcu sali. Miała jasną karnację i piwne oczy oraz ubrana była w ciemnoniebieską szatę. – Podobno znasz się na ludziach i możesz ich opisać w paru zdaniach.
– W porządku – zgodził się od razu. Przynajmniej czas szybko zleci, pomyślał.
 ___

4 komentarze:

  1. Fajnie przedstawiasz relację Jamesa i Albusa, czuć między nimi tę braterską więź :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się, aby relacje Albusa i Jamesa były cieplejsze. Obaj są już na tyle dorośli, że rozumieją, że warto trzymać się rodziny, aby mogli na sobie całkowicie polegać :) I będę to pokazywała w rozdziałach... :)

      Usuń
  2. Część ;) Co raz bardziej ciekawi mnie tożsamość tego tajemniczego czarnoksiężnika. Oj coś czuję, że Al wpadł ;) Fajnie, że opisujesz nie tylko z perspektywy Isabelle pozwala to lepiej wczuć się w klimat opowiadania.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpadł... czyli masz namyśli Isabelle? Jeśli tak, to z pewnością masz rację :)
      Z początku chciałam pisać jedynie z perspektywy Izzie i Albusa, ale uznałam, że będzie lepiej, jak przedstawię też innych bohaterów, żeby lepiej przedstawić obraz opowiadania :)

      Usuń

Obserwatorzy